Archiwum Polityki

Onizm

Odzyskana Niepodległość i wywalczona Demokracja nie zlikwidowała świata My–Oni, co najwyżej zamieniła go na świat Ja–Oni.

Onizm zdaje się być już stałym składnikiem zbiorowej i indywidualnej psychiki Polaków i jeśli nawet słabnie – w porównaniu choćby z epoką PRL, gdy zalęgł się na dobre – to cofa się bardzo powoli, zasilany przez nowe społeczne doświadczenia i przeświadczenia.

Konstrukcja jest prosta. Oni są wszystkiemu winni, Oni nam urządzili świat, w którym nie jest nam dobrze, a sami mają się świetnie, zdecydowanie lepiej niż My. Przed 1989 r. ta konstrukcja miała tym silniejszy fundament, że – wedle upowszechnionej wiary – władza rządząca z moskiewskiego nadania żyła jako komunistyczna huba na narodowym pniu. Jej ludzie mieli sklepy za żółtymi firankami (dobrze zaopatrzone, niedostępne dla ogółu), specjalne przedszkola i wczasy, talony, a naród stał w kolejkach po wszystko: po chleb i po wolność. Jak to mówiono: Oni byli właścicielami PRL.

Pikanterii dodawał fakt, że Teresa Torańska, która w rozpoczętej w 1981 r. serii wywiadów z byłymi stalinowskimi dygnitarzami pod wspólnym tytułem „Oni” (wtedy też termin ten trafił pod strzechy) ujawniła także i to, że polscy stalinowscy Oni skarżyli się na innych Onych. Mianowicie tych w Moskwie, którzy zepsuli piękne idee socjalistyczne i internacjonalistyczne realizując po prawdzie imperialistyczne interesy Rosji, Polskę traktując – wedle słów Edwarda Ochaba, I sekretarza KC PZPR z 1956 r. – jako państwo garnizonowe. Ta skłonność przenoszenia swoich pretensji na innych jest zresztą bardziej powszechna, w jakimś sensie psychologicznie bardzo naturalna. W piramidzie społecznych żalów każdy On ma swojego Onego, na którego może zwalać wszystkie winy za swoje nieszczęścia i niepowodzenia.

Polityka 45.2003 (2426) z dnia 08.11.2003; s. 85
Reklama