Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Sobieradność

Posiedliśmy umiejętność wpasowania się w każdy nowy porządek.

Badanie socjologiczne Polaków („Diagnoza społeczna 2003”) ujawniło pewien zaskakujący fakt: otóż, wbrew obiegowym opiniom, Polakom – w większości – żyje się coraz lepiej. Poprawia się wyposażenie gospodarstw domowych, rosną dochody, mniejsze są obszary biedy. Generalnie dbamy o siebie: inwestujemy w wykształcenie własne i dzieci, kupujemy komputery, uważamy na zdrowie. Polak, pytany przez socjologów, deklaruje zwykle zadowolenie z własnego życia i ogromne niezadowolenie z życia Polaków. Co dobre, to nasza zasługa, co złe, to wina państwa. Mamy silne przekonanie, że jeśli jako tako urządziliśmy się w życiu, to wbrew ogólnym trudnościom, właściwie na zasadzie wyjątku od ponurej reguły. Tylko że, statystycznie, te wyjątki składają się na solidną większość, której jakość życia, mierzona rozmaitymi obiektywnymi wskaźnikami, poprawia się.

W ciągu ostatniej dekady wzrosła przeciętna długość życia, podwoiła się liczba prywatnych samochodów, jest czterokrotnie więcej studentów, a o blisko połowę mniej rodzin uskarżających się na kłopoty z zaspokojeniem niezbędnych potrzeb życiowych. Wciąż 40 proc. Polaków uważa, że żyje w niedostatku, jednak według standardów określających prawdziwe minimum socjalne tylko (aż?) 15 proc. współobywateli znajduje się w strefie ubóstwa. Takie dane żadnemu politykowi nie przejdą przez gardło, bo od razu zostałyby uznane za bezwstydną propagandę. Co innego mówienie o powszechnej nędzy. Politycy wszelkich orientacji lubią się przedstawiać jako wyraziciele społecznego niezadowolenia i przy prostych badaniach sondażowych otrzymują odpowiedzi, jakich oczekują: że jest źle i będzie jeszcze gorzej. To jedno z wytłumaczeń rozbieżności między faktyczną a deklarowaną jakością życia Polaków.

Polityka 45.2003 (2426) z dnia 08.11.2003; s. 95
Reklama