Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Pan to jesteś Chevalier

Młodość nie powinna zawstydzać starości – powiada Księga. Trudno w to uwierzyć: Bohdan Łazuka skończył sześćdziesiąt pięć lat. Piękny wiek, zgoda, ale czy Bohdan Ł. w ogóle nadaje się na nestora godnie rozpartego w fotelu z laurowym wieńcem na czole? Ten wieniec bywa zwykle wieńcem cierniowym; w przeciwieństwie do innych społeczności kult gwiazd jest u nas sezonowy, nie stanowi oparcia dla pamięci, nie staje się refrenem wzruszeń. Patrząc na idola sprzed lat widzowie i słuchacze spotykają siebie. A kto u nas chce spotkać siebie w tamtych czasach, o których mówi się kładąc nacisk na martyrologię. Niechętnie wracając do oczywistych prawd. Zaprogramowanej odgórnie szarości przydawali trochę koloru pokątni skandaliści: o środowiskowych wydarzeniach – zdradach małżeńskich, rozwodach, balangach nie pisano, skądże znowu, lecz i tak plotkowano o nich na korytarzach biur i urzędów, w kawiarniach i knajpach. Tony marmuru i spiżu zużyto na figowe listki. Na nic to się zdało: publiczność dostrzegała nagą prawdę wyzierającą spod pruderyjnych draperii. Obowiązywała zasada gwarantująca popularność ulubieńcom: oni żyli i bawili się za tych, którzy mogli jedynie z dystansu obserwować ich niekonwencjonalne zachowania, dodatek do kariery.

Łazuka idealnie wpasował się w ten model. Od zawsze, od samego początku. Grał na oboju, koledzy z Dziekanki namówili go, by zdawał do szkoły aktorskiej. Poszedł na egzamin, wyrecytował wierszyk Rodocia. Potem komisja kazała mu zagrać scenkę: w mieszkaniu wybucha pożar, wszystkie drzwi są zamknięte. Łazuka rozejrzał się po sali egzaminacyjnej, imitującej płonące mieszkanie i wyszedł oknem; okno było otwarte. Miał szczęście nie tylko do egzaminów.

Polityka 45.2003 (2426) z dnia 08.11.2003; Groński; s. 114
Reklama