Archiwum Polityki

Król zrehabilitowany

Żaden polski król nie budził tylu emocji. I to złych. Na żadnego nie wylano tylu kubłów pomyj co na Stanisława Augusta. A to że kochanek carycy, ruski jurgieltnik, bawidamek, słabeusz, rozrzutnik i niesolidny dłużnik, zdrajca-targowiczanin. Na dodatek – mimo licznych kochanek i dzieci – nie wiadomo, czy nie homoseksualista (w jednym z wywiadów z Henem dziennikarz pyta: „Obiektem uczuć homoseksualnych przyszły król bywał na pewno, choć sam – jak się zdaje – pederastą nie był”). Jednym słowem – uosobienie zła.

Nie pomogły Poniatowskiemu w odzyskaniu dobrego imienia dzieła historyków: Rostworowskiego, Zamoyskiego, Zahorskiego czy Francuza Jeana Fabre’a, piszących o nim w superlatywach. Owszem, jest uczony i autor, którego dzieła o ostatnim polskim królu są w stałym obiegu, a jego sądy – tyle zjadliwe, ile nieuprawomocnione są powszechnie znane. To Jerzy Łojek – ostatni wróg króla (jak nazwał go prof. Leśnodorski) – w wielu tekstach publicystycznych i książkach utrwalił stereotyp króla-zdrajcy, który jeśli nie spowodował, to poważnie przyczynił się do wymazania Polski z mapy Europy.

Józef Hen, autor fascynującej biografii francuskiego myśliciela „Ja, Michał z Montaigne”, poświęcił kilka ostatnich lat na kontakty ze Stanisławem Antonim (drugie imię zmienił po koronacji) Poniatowskim i jego bliskimi. Te kilka lat buszowania po bibliotekach, archiwach i muzeach wyzwoliło w niemłodym przecież pisarzu tyle miłości do króla, że jest nią w stanie zarazić i swoich czytelników. Pytany o powód zainteresowania bohaterem, autor odpowiada: „Nigdy nie wierzyłem w »zdradzieckość« czy »agenturalność« króla. Osłuchany z oszczerstwami epoki Goebbelsa podejrzewałem w tych etykietach nienawiść i złą wolę”.

Polityka 46.2003 (2427) z dnia 15.11.2003; Kultura; s. 61
Reklama