Archiwum Polityki

Plus minus bezrobotny

Mamy ponad trzy miliony bezrobotnych. A może tylko półtora miliona? Wszystko zależy od tego, jak się ich liczy. I w jakim celu.

Najbardziej zatrważający obraz ukazuje prowadzone okresowo przez GUS Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL). Wynika z niego, że w marcu 2003 r. wskaźnik bezrobocia wynosił w Polsce aż 20,5 proc. Stosowaną tu metodę pomiaru uznaje Międzynarodowa Organizacja Pracy. Złośliwi twierdzą, że statystyka BAEL najbardziej odpowiada związkom zawodowym, bo przynosi najgorsze wieści i uświadamia pracownikom, że potrzebują silnych obrońców, aby nie dać się pozbawić pracy.

Warto jednak wiedzieć, że BAEL – choć jego kryteria zgodne są z międzynarodowymi standardami – jest tylko badaniem sondażowym. Czyli, pojawia się ankieter i jeśli indagowana kobieta ma więcej niż 15, ale mniej niż 60 lat (w przypadku mężczyzn mniej niż 65), zadaje kilka pytań. Czy ankietowana osoba pracuje, a jeśli nie, to czy by chciała, czy szukała zatrudnienia oraz czy w tygodniu, w którym prowadzono badanie, osiągnęła jakieś dochody z pracy?

Sondaż jest więc oparty tylko na deklaracjach, które są niesprawdzalne – zauważa prof. Irena Kotowska z SGH. – Osoba, która odpowie, że chce pracować i szuka pracy, a nie zarobiła pieniędzy w danym tygodniu, uznawana jest w badaniu za bezrobotną. Najmniej wiarygodnym punktem bywa oświadczenie ankietowanego, że szuka pracy. Dla większości bezrobotnych w Polsce szukanie jest równoznaczne z faktem zarejestrowania się w urzędzie.

Do grupy uznanej przez ankieterów BAEL za bezrobotnych mogą też wejść osoby niewpisane do jakiegokolwiek oficjalnego rejestru poszukujących pracy. Na przykład niepracująca żona, która nigdy nie zgłosiła się do urzędu zatrudnienia.

Wiesław Łagodziński z Głównego Urzędu Statystycznego uważa, że w BAEL pojawia się z etykietką bezrobotnych grupa „zniechęconych”, obliczana w Polsce na około pół miliona.

Polityka 47.2003 (2428) z dnia 22.11.2003; Gospodarka; s. 46
Reklama