Archiwum Polityki

O Karolu W., brukowcach i cenzurze

Tego artykułu nie moglibyście przeczytać w Londynie. Zostałby skonfiskowany.

Plotki i oskarżenia, choćby najbardziej okrutne, należy zbyć godnym milczeniem – „nigdy nie narzekaj, nigdy nie wyjaśniaj” (Never complain, never explain) . Gdyby książę Karol i jego najbliżsi współpracownicy zastosowali się do tej sprawdzonej od wieków zasady brytyjskiej monarchii, nie byłoby problemu. Szczególnie w czasach, gdy medialna sfora rzuca się na każdą kość pachnącą sensacją, lepiej byłoby dla Windsorów, gdyby żaden ich przedstawiciel nie wypowiadał się na temat krążącej od kilku miesięcy plotki o rzekomym incydencie seksualnym z udziałem następcy tronu. Świadkiem zajścia miał być dawny służący Karola – George Smith, który przekazał rewelacje jednej z niedzielnych gazet. Problem w tym, że oficjalnie nie wiadomo, o jakie rewelacje chodzi, ponieważ inny były ulubiony „kapciowy” księcia, niejaki Michael Fawcett zdołał przekonać sąd, by zakazał ich publikacji.

W Wielkiej Brytanii nie ma co prawda ustawy o ochronie dóbr osobistych w europejskim rozumieniu, jednak obowiązuje bardzo sztywny kodeks postępowania mediów weryfikowany przez specjalną komisję. Istnieje również przepis prawny, który umożliwia zastosowanie cenzury prewencyjnej. Osoba, która wie o planowanym przez prasę ujawnieniu kłamliwych szczegółów z jej życia, może uprzedzić atak zgłaszając się w tym celu do sądu z dowodami na to, że informacje, które mają zostać opublikowane, są nieprawdziwe. Jeśli sędzia zgadza się z tą oceną – wydaje zakaz publikacji, a redaktor, który się nie zastosuje, ryzykuje wysoką grzywną i wyrokiem więzienia za obrazę sądu.

Wskutek tego prawa brytyjskie gazety wielokrotnie stawały przed raczej trudnym zadaniem poinformowania swoich czytelników o historiach, o których nie wolno im było informować, z udziałem osób, których nazwisk nie wolno im było wymieniać i które na dodatek niemal na pewno nigdy się nie wydarzyły.

Polityka 47.2003 (2428) z dnia 22.11.2003; Świat; s. 58
Reklama