Archiwum Polityki

Car bez różdżki

Bułgarzy chcą wysłać swego premiera, byłego cara Symeona, teraz obywatela Sakskoburgotskiego, do Madrytu. – Niech wraca, skąd przyjechał! – wykrzykują. Związkowcy bułgarscy zebrali nawet siedmiokilogramowy worek z monetami na kupno biletu lotniczego dla premiera. Kiedy w 2001 r. Symeon II wrócił po 50 latach do swego rodzinnego kraju, traktowano go niemal jak zbawcę, jedynego, który może uratować gospodarkę. Car stanął na czele rządu i jako premier obiecał, że po 800 dniach życie w kraju poprawi się.

I choć wskaźniki gospodarcze są dobre (wzrost gospodarczy 4,8 proc., bezrobocie spadło z 20 do 13 proc.), zwykli Bułgarzy nie odczuli zmian na lepsze. Czemu dali wyraz w niedawnych wyborach samorządowych, w których zwyciężyli komuniści (33 proc. głosów), a centroprawicowa partia Symeona II poniosła spektakularną klęskę (tylko 10 proc. poparcia). Premier jednak twierdzi, że to raczej normalna reakcja społeczeństwa, która go nie dziwi. – Nie obiecywałem, że wszystko się zmieni jak za dotknięciem magicznej różdżki – tłumaczy dziś rodakom.

Co za czasy? Jak tak dalej pójdzie, car będzie musiał przejść do opozycji.

Polityka 48.2003 (2429) z dnia 29.11.2003; Ludzie i wydarzenia. Świat; s. 14
Reklama