Archiwum Polityki

Widok ze sceny

Nie chwaląc się, wystąpiłem ostatnio na scenie stołecznego Teatru Narodowego, wprawdzie tylko w charakterze widza, ale i to jest niemałe przeżycie. Zawdzięczam je Maciejowi Wojtyszce, który tu właśnie pokazywał gościnnie swój nagradzany już wielekroć autorski spektakl „Bułhakow”, przygotowany w krakowskim Teatrze im. Słowackiego. Rzecz w dużej części dzieje się za kulisami legendarnego moskiewskiego teatru MCHAT, więc posadzenie publiczności (z konieczności ograniczonej liczbowo) na scenie, której resztę zajmują aktorzy, ma dramaturgiczne i logiczne uzasadnienie.

Dlaczego więc piszę o naprawdę rewelacyjnym przedstawieniu w tej rubryce? Otóż siedząc w gościnnym Narodowym, rozglądałem się wokół, podobnie jak inni, podziwiając scenę, która jest piękna, nowoczesna i rozległa. Na takiej scenie można realizować teatr ogromny, w każdym znaczeniu popularnego cytatu z Wyspiańskiego. I oto w pewnym momencie kurtyna poszła w górę, a oczom naszym ukazały się rzędy pustych krzeseł... Widok wprost przejmujący. Owszem, teatr pięknie zagrał jako dekoracja w inteligentnej inscenizacji Wojtyszki, ale czy w pełni sezonu, w sobotę wieczorem Narodowy powinien występować w takiej właśnie roli? Oto jest pytanie.

Zdzisław Pietrasik

Polityka 48.2003 (2429) z dnia 29.11.2003; Kultura; s. 56
Reklama