Archiwum Polityki

Mniej lękajcie się

Nie warto pragnąć zemsty, gdy dowiadujesz się, że jesteś jedną z ofiar AIDS. Im szybciej się z tym pogodzisz i podejmiesz leczenie, tym szybciej odnajdziesz nowy sens w życiu.

Wojciech Tomczyński przez pół roku trzymał w domu zam-kniętą pod kluczem kopertę z wynikiem badania krwi, które miało przesądzić o jego przyszłości. Podświadomie się bał. Był 1986 r. i wtedy o AIDS pisano najstraszniejsze rzeczy: kto się zakaził HIV– wkrótce umrze, medycyna nie ma dla zakażonych żadnego ratunku.

– Gdy śmierć zagląda w oczy, życie nabiera tempa – wspomina, tłumacząc swój lęk brakiem czasu. W rzeczywistości nie chciał znać prawdy. Nawet po otwarciu koperty, gdy przekonał się, że jego najgorsze przeczucia były słuszne i powinien jak najszybciej jeszcze raz oddać krew do badania, by potwierdzić obecność przeciwciał (przeciwciała powstają w organizmie człowieka w odpowiedzi na wniknięcie wirusa). – Nie było do czego się spieszyć. Wtedy nikt nie wiedział, czym leczyć zakażenie HIV. Mogłem tylko wierzyć w swój organizm, że łatwo się nie podda.

Cuda chemii

Dopiero w połowie 1995 r. zaczął brać leki, które okresowo musi zmieniać, by przez cały czas trzymać wirusa w szachu i nie pozwolić mu się rozmnażać. Żaden spośród 22 dostępnych na świecie leków nie jest w stanie całkowicie go zniszczyć. Wojtek wypróbował już 12 specyfików; ostatnia kuracja od trzech lat polega na codziennym przyjmowaniu czterech z nich – to dawka 10 tabletek rano i wieczorem. Prowadzi dokładną statystykę: w ciągu 881 dni połknął 17 620 pastylek. Gdy wyjeżdża na wakacje, zabiera ze sobą dokładnie odliczoną porcję kilkuset tabletek i trzeba dla nich w bagażu sporego miejsca, bo niektóre mają wielkość dużej landrynki.

– Na początku taki ładunek chemii nie chciał mi w ogóle przejść przez gardło, ale czy mam prawo narzekać? To przecież właśnie dzięki tym lekom mogę nazywać AIDS chorobą zakaźną, przewlekłą i co najważniejsze – kontrolowaną.

Polityka 48.2003 (2429) z dnia 29.11.2003; Społeczeństwo; s. 84
Reklama