Archiwum Polityki

Hulaj słoniu!

Co biały człowiek w Afryce podzielił, ekologowie starają się dziś połączyć. Ponad granicami państw powstają wielkie naturalne parki, które dają zwierzętom swobodę, a ludziom zatrudnienie.

Cały świat z obawą patrzy na rosnący mur, którym Izraelczycy odgradzają się od Palestyńczyków. Nikt jednak nie bije na alarm, że podobnym płotem Botswana zaczęła się odgradzać od Zimbabwe. Ma już dość zalewu imigrantów z nękanego problemami kraju prezydenta Mugabe. Oficjalnie jednak długi na pięćset kilometrów i wysoki na dwa i pół metra płot elektryczny powstaje po to, żeby ochronić bydło przed zarazą pryszczycy. Ambasador Zimbabwe w Gaborone, Phelekeza Mphoto, nie daje się zwieść. Ostrzega, że Botswana próbuje stworzyć drugą Strefę Gazy.

Płoty pod napięciem, mury i ciężko uzbrojeni strażnicy to afrykański spadek po Konferencji Berlińskiej. W 1884 r. liderzy ówczesnej Europy, próbując załagodzić spory o swoje wpływy w Afryce, podzielili ją – jak im się wydawało – z chirurgiczną wręcz precyzją. Szybko jednak okazało się, że Czarny Kontynent padł ofiarą złej operacji. O błędzie lekarskim najlepiej świadczyły rozdzielone lub siłą przemieszczone plemiona i rodziny, poszatkowane ekosystemy, zablokowane ścieżki migracyjne zwierząt.

Musiał minąć wiek, żeby się to zmieniło. Pierwszy mur – mur apartheidu – runął w RPA na początku lat 90. Nelson Mandela błyskawicznie stał się tak skutecznym ekologiem jak politykiem. Zaangażował się w projekt nazwany później Fundacją Parków Pokoju. Powołuje ona transgraniczne – wspólnie zarządzane przez tworzące je kraje – parki, które dają turystom możliwość swobodnego poruszania się bez względu na międzypaństwowe granice.

Jak mówi Irma Engelbrecht z Fundacji Parków Pokoju, inicjatywa chwyciła od razu: – Pomógł w tym boom ekoturystyki – obecnie najprężniej rozwijającego się na świecie przemysłu.

Polityka 49.2003 (2430) z dnia 06.12.2003; Społeczeństwo; s. 97
Reklama