Jacek Żakowski: – W prowadzonej przez prezydenta Busha wojnie z terroryzmem Polska jest jednym z najbliższych i najpoważniejszych sojuszników Stanów Zjednoczonych. Jeżeli jednak odejmiemy polityczne deklaracje, słowa, poklepywanie po ramieniu, okaże się, że polska lojalność i sympatia dla Ameryki są słabo odwzajemniane. Czy pan się spodziewa, że w związku z wizytą prezydenta Kwaśniewskiego w Waszyngtonie nasza proamerykańska polityka przyniesie wreszcie korzyści, o których opowiadają polscy politycy?
Jan Nowak-Jeziorański: – Zawsze bardzo chwaliłem decyzję rządu, który w odróżnieniu od rządów Niemiec czy Francji poparł interwencję Stanów Zjednoczonych w Iraku. W moim przekonaniu umacnia to ową specjalną więź, jaka łączy Stany Zjednoczone i Polskę. Ta więź jest nam potrzebna dla bezpieczeństwa Polski, a także Europy. Bez Amerykanów Europa prędzej czy później powróciłaby do tego stanu, który w niej panował przed wojną. Zarysowałaby się dominacja Niemiec i Francji, a w końcu samych Niemiec, które są największą europejską potęgą. Dlatego sojusz z Ameryką leży w strategicznym interesie Polski.
A polska strefa w Iraku?
Wysłanie wojsk było błędem.
Dlaczego?
Przede wszystkim jest dla mnie nie do przyjęcia, że Polska ma do tej wojny dokładać ze swoich niesłychanie ograniczonych funduszy. Nas nie stać na wydanie z początku 25 mln dol., a później prawdopodobnie znacznie większej kwoty, kiedy sami przechodzimy okres niezwykłego ubóstwa środków. To jest dla mnie rzecz nie do przyjęcia. I nie ma też powodu, żebyśmy ryzykowali życie żołnierzy w rejonie, który leży poza strefą naszego zainteresowania. Nie jesteśmy mocarstwem światowym. Jesteśmy państwem regionalnym, którego interesy ograniczają się do bezpośredniego sąsiedztwa, czyli regionu Europy Środkowo-Wschodniej.