Muzealnicy są rozgoryczeni, że akurat oni muszą naprawiać krzywdy dziejowe. Sylwester Czopek, dyrektor Muzeum Okręgowego w Rzeszowie, twierdzi, że gdyby nie oni, rozszabrowano by zbiory dzikowskie, jak tyle innych, i dziś nie byłoby się już o co spierać. Nie byłoby zarzutów, że muzea trudnią się paserstwem, co sugerują Tarnowscy.
Sąd Apelacyjny w Warszawie uznał, że 9 zabytkowych przedmiotów znajdujących się w Muzeum Okręgowym w Rzeszowie, a pochodzących z kolekcji dzikowskiej, stanowi własność Róży Tarnowskiej. Dyrektor zapytał swego szefa, marszałka województwa podkarpackiego, czy ma zwrócić Janowi Tarnowskiemu to, czego się domaga? Marszałek nie odpowiedział.
Dwa protokoły
Zamek i cały majątek klucza Dzików został zabrany Tarnowskim we wrześniu 1944 r., dwa tygodnie po ogłoszeniu dekretu o reformie rolnej. Artur Tarnowski walczył wówczas pod gen. Maczkiem, jego żona Róża wraz z dziećmi otrzymała zakaz przebywania na terenie powiatu rzeszowskiego i opuściła dom z jedną pospiesznie spakowaną walizką. W marcu 1946 r. w zamku utworzono Państwowe Technikum Rolnicze z internatem, sprawiedliwości dziejowej miało stać się zadość: teraz chłopskie dzieci pobierały naukę w hrabiowskim pałacu.
Skarby kolekcji dzikowskiej gromadzono przez 400 lat, a biblioteka pełna była starodruków i rękopisów. Zbiory dzikowskie należały do najznakomitszych w Polsce, miały światową renomę. „Z wojny wyszły szczęśliwie o tyle, że nie zostały ani rozszabrowane, ani spalone” – zanotował Franciszek Kotula, ówczesny dyrektor i kustosz rzeszowskiego muzeum, gdzie zabytki trafiły w 1946 r.
Władze zapewne same nie wiedziały, co z nimi zrobić. Kotula był po trosze wybawieniem. Jechał do Dzikowa z mocnymi glejtami, wydanymi przez pełnomocnika PKWN dla spraw reformy rolnej, z upoważnieniem „do wstępu do wszystkich majątków pow.