Archiwum Polityki

Jutro bez kutra

Właściciel średniego kutra za wycofanie go z łowisk może dostać 1,2–1,6 mln zł, dużego – nawet 2,5 mln zł. Tak wysokich odszkodowań w Polsce dotąd nie było. Unia jest skłonna zapłacić naszym rybakom duże pieniądze, byle tylko nie łowili.

Wśród rybaków nie ma euforii. Wybrzeże pękło na dwie części. Armatorzy z rejonu wschodniego, którzy fach dziedziczyli z dziada pradziada, na ogół zdecydowani są trwać przy tradycji. Rezygnację rozważają jedynie emeryci, którzy nie mają następców. Kazimierz Rotta z Helu, 56-letni emeryt (dla rybaków wiek emerytalny to 55 lat), właściciel pięknego kutra o długości 29 m, z ochładzanymi ładowniami, z urządzeniem do produkcji lodu z wody morskiej, wyliczył, że powinien dostać 2,5 mln zł. Ale żeby zbudować taką nową jednostkę (bez wyposażenia nawigacyjnego), trzeba by wydać milion dolarów.

W Jastarni na dwudziestu armatorów ledwie dwóch bierze pod uwagę złomowanie, a i oni nie są zdecydowani – twierdzi Paweł Kohnke, przewodniczący tutejszego samorządu rybackiego. We Władysławowie znajdzie się kilku chętnych. Jednak generalnie w tym rejonie właściciele kutrów raczej „zbroją się” do walki z unijnymi kolegami – zaciągają kredyty, remontują jednostki, śpieszą się z wymianą silników na mocniejsze i zużywające mniej paliwa, co oznacza niższe koszty eksploatacji. Przykładem rodzina Franciszka Necla. Mają spółkę, coś na kształt grupy producenckiej. Należą do nich 4 kutry. W spółce pracują trzy pokolenia Neclów, od dziadków po wnuki. 9 osób plus 14 najemnych. Wszyscy wiedzą, że Neclowie za nic nie wycofają się z rybołówstwa.

Im dalej na zachód od Ustki, tym większa jest gotowość zamiany warsztatu pracy na pieniądze. Tak wynika z anonimowej ankiety, jaką urzędnicy Departamentu Rybołówstwa w Ministerstwie Rolnictwa rozesłali w październiku ub.r. do 386 właścicieli 416 kutrów składających się na naszą bałtycką flotyllę. Odpowiedzi nadesłało 165 osób (42,7 proc.

Polityka 3.2004 (2435) z dnia 17.01.2004; Gospodarka; s. 44
Reklama