Archiwum Polityki

Problem ma imię i nazwisko

Jak zdymisjonować popularną panią premier? Zarzut nepotyzmu to w Peru nic nadzwyczajnego. Co innego skłonności lesbijskie. W tradycyjnych społeczeństwach Ameryki Południowej homoseksualizm jest gorszy niż komunizm.

Teoretycznie duet Toledo-Merino wydawał się dla Peru idealny. On – pierwszy prezydent pochodzenia indiańskiego, wykształcony w jednym z najlepszych uniwersytetów amerykańskich (Stanford), ekonomista, pracował wiele lat w instytucjach międzynarodowych w USA, zdecydowany krytyk reżimu Alberto Fujimori. Ona – pierwsza kobieta-premier, wykształcenie zdobywała w Uniwersytecie Harvarda i w London School of Economics, a więc lepiej nie można. Była deputowaną i senatorem, pracowała w instytucjach finansowych państwa, a także w ruchu kobiecym, była dyrektorem ds. równouprawnienia kobiet w Międzyamerykańskim Banku Odbudowy i Rozwoju. Peru ma jednak pecha: słabiutki prezydent (po 2,5 latach władzy ma zaledwie 10 proc. poparcia) zdecydował się rzucić panią premier na pożarcie swoim krytykom.

Poprzedni prezydent Alberto Fujimori, pochodzenia japońskiego, przebywa w Japonii, dokąd wręcz uciekł przed gniewem ludu i skąd nie może wyjechać, ponieważ na wniosek władz peruwiańskich jest ścigany przez Interpol. Fujimori, bliżej nieznany inżynier, który wygrał wybory ze światowej sławy pisarzem Mario Vargasem Llosą, był postacią dwuznaczną. Pokonał co prawda lewicowe bandy partyzantów i terrorystów (Świetlisty Szlak), ale uczynił to w sposób bezwzględny, krwawo rozprawiając się z ludnością wszędzie tam, gdzie partyzantka miała wpływy. Wprowadził reformy neoliberalne, które zyskały mu aprobatę (i kredyty) w Waszyngtonie, ale nie zdołał zapewnić sobie poparcia w kraju. Próbował się umocnić, majstrując przy konstytucji, aby zapewnić sobie trzecią kadencję, a gdy przegrał wybory, szef jego bezpieki Vladimiro Montesinos przekupywał deputowanych (15 tys. dol. za przejście do koalicji rządzącej) i w swojej bezgranicznej głupocie i pysze nagrywał to na taśmach wideo, które z czasem obejrzał cały świat.

Polityka 3.2004 (2435) z dnia 17.01.2004; Świat; s. 51
Reklama