Archiwum Polityki

Jestem bardzo pokrzywiony

Rozmowa z Wojciechem Kuczokiem, laureatem Paszportu „Polityki” w dziedzinie literatury

Barbara Pietkiewicz: – Jak odnoszą się do pana ludzie teraz, gdy odnosi pan sukcesy?

Wojciech Kuczok: – Książki nie mają na te relacje wpływu. Na to, żeby mnie akceptowano, muszę sobie zapracować. Teraz może nawet bardziej niż kiedyś.

Są ludzie, których się łatwo lubi.

Ja do nich nie należę. Może na lekkiej bańce jestem bardziej przystępny. Ale alkohol uniemożliwia mi pisanie.

Nie wmawia pan sobie? Widzę przed sobą inteligentnego młodego człowieka o nieco irytującym co prawda wdzięku.

Wie pani, ludzie nie lubią jawnych egocentryków. A ja chyba nadmiernie używam... słowa „ja”.

Rówieśnicy w szkole też nie lubią. Jak było?

W podstawówce źle. Zawsze byłem z boku. Oni grali na komputerach, pasjonowali się silnikami jakichś aut. Mnie ciągnęło gdzie indziej.

A jak pan był już starszy i mógł pokazać przymioty umysłu?

Lepiej. Do tego stopnia, że gdy powtarzałem klasę w liceum, wybrano mnie na przewodniczącego samorządu klasowego.

A z czego pan powtarzał?

Między innymi z polskiego. Mnie na ogół co innego interesowało, niż to było przewidziane w szkolnej buchalterii państwa polonistów. Nie rozumieliśmy się.

Długo pan był przewodniczącym?

Do czasu, aż mnie wyrzucili ze szkoły. Uczniowie zaczęli się pod moim fatalnym wpływem stawiać nauczycielom. W czasie wycieczek wymykaliśmy się na nocne imprezy.

Jako prowodyr musiał pan mieć trudności w ulokowaniu się w innej szkole?

Nigdzie mnie nie chcieli przyjąć, tylko jedno liceum zaryzykowało. Po dwóch dniach znalazłem się na dywaniku u dyrektorki, bo ogoliłem głowę.

Polityka 3.2004 (2435) z dnia 17.01.2004; Kultura; s. 58
Reklama