Prezes Włodzimierz Dobrowolski deklaruje chęć uzdrowienia Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Zwolnił już 75 urzędników, m.in. prawie wszystkich dyrektorów w centrali i kilkunastu szefów oddziałów terenowych. Jednocześnie doprowadził do zupełnego zablokowania działalności funduszu. Na koncie PFRON leży 350 milionów złotych. Wiele osób ocenia działania prezesa jako dyletanctwo podszyte motywami politycznymi.
Jak przyznaje były dyrektor PFRON do spraw struktur terenowych Marek Kowalczyk (kiedyś działacz opozycji, w 1989 r. jeden z organizatorów kampanii wyborczej Jacka Kuronia, dziś sympatyk Unii Wolności), fundusz obraca "największymi łatwymi pieniędzmi w Polsce". Daje różnym organizacjom i zakładom pracy chronionej ponad miliard złotych rocznie, a sięgnąć po te pieniądze nie jest wcale trudno. - Kiedyś to była bułka z masłem, potem procedury zaostrzono. Dzisiaj, aby dostać dotację, trzeba przywieźć furmankę papierów, ale dla tych, którzy mają w funduszu politycznych znajomych, nie jest to problem.
Czarna dziura i miliard w rozumie
Miliard złotych to suma działająca na wyobraźnię polityków, dlatego od samego początku politycy chcieli być jak najbliżej tego miliarda. Kolejne ekipy rządzące traktują PFRON jak cenny łup polityczny, w czym pomaga im procedura obsady najważniejszych stanowisk (prezesa i zarząd powołuje pełnomocnik ds. osób niepełnosprawnych mianowany przez ministra pracy ze zwycięskiej koalicji). Kierowanie starano się powierzać ludziom zaufanym, mającym zręcznie godzić interesy niepełnosprawnych z interesem partyjnym i dbać o to, aby w miarę potrzeb pieniądze płynęły tam, gdzie zaistnieje jakaś polityczna konieczność. - Ci ludzie nie działali w środowisku niepełnosprawnych. Fundusz to dla nich tramwaj, którym po prostu przejadą kilka przystanków w swojej politycznej karierze - mówi Narcyz Janas, prezes Polskiej Organizacji Pracodawców Osób Niepełnosprawnych.
- Prawdziwym skandalem jest niejawność procedur związanych z przyznawaniem pieniędzy przez fundusz - narzeka obecny prezes, według którego prośby i wnioski o dofinansowanie zawsze znikały w centrali niczym w "czarnej dziurze" i nigdy nie było wiadomo, czy z tej dziury kiedykolwiek wypadnie jakaś odpowiedź, nie mówiąc już o gotówce.