3 Międzynarodowy Festiwal Szkół Teatralnych w Warszawie przeszedł do historii. Jednak raczej nie ze względu na pokazywane przedstawienia, a wystąpienie jurorki, niemieckiej dramatopisarki Dei Loher. Wytknęła kolegom: Andrzejowi Sewerynowi, Jackowi Ostaszewskiemu, Elmo Nuganenowi i Gaborowi Zsambeki, że nie spełniają standardów jury, które powinno być bardziej zróżnicowane, młode, powinno być w nim więcej kobiet i mniej patriarchalnego stosunku do uczestników. To gwarantowałoby dyskusję o imponderabiliach: do jakiego stopnia studenci szkól teatralnych świadomie grają swoje role, jakie są ich refleksje na temat historii, co myślą o sztuce, o środkach teatralnych.
Nic takiego się nie stało, bo „członkowie jury nie byli ciekawi żadnych dramatycznych treści odbiegających od tych tradycyjnych, które już dobrze znają”, a które dziś są już archaiczne. Jury głosowało wedle swego upodobania, co według dramatopisarki może i jest dobrym kryterium oceniania, ale raczej w kuchni niż w teatrze. „Sztuka to wolność i godność człowieka, to łamanie zasad i wybieranie nowych dróg. To podejmowanie ryzyka, to możliwość popełniania błędów. Jeśli nie jesteście tego świadomi, jesteście już martwi” – rzuciła w twarz jurorom w specjalnym oświadczeniu i wróciła do Berlina.