Ostatnio zaalarmowana została nasza ambasada w Londynie, a potem Komisja Europejska w Brukseli i Główny Inspektorat Weterynarii w Warszawie. Na zdjęciu przesłanym przez brytyjskich inspektorów na jednej krowiej ćwierćtuszy wyraźnie widać kawałek rdzenia kręgowego, którego nie ma prawa tam być.
– Uznany jest za element wysokiego ryzyka w związku z BSE, dlatego musi być wycięty i zniszczony – informuje Jarosław Naze, wojewódzki lekarz weterynarii w Łodzi. Rdzeń kręgowy długości 7 cm nie został usunięty ze sztuki o numerze ubojowym 105, pochodzącej z partii liczącej 238 ćwierćtusz z Zakładu Przemysłu Mięsnego Biernacki w Jarocinie.
Po kilku tygodniach ten sam główny inspektor weterynarii Brytyjskiej Agencji Bezpieczeństwa Żywności znów wszczął alarm oglądając polskie mięso. Tym razem krowy pochodziły z ubojni Waldemara Podniesińskiego w Mokobodach na Mazowszu. Obecność rdzenia kręgowego dokumentowała kolekcja 24 fotografii.
W sierpniu Europę zaalarmowali Włosi. Odkryli, że w pięciu partiach serów dojrzewających cagliata, które kupili w mleczarni w Ostrowi Mazowieckiej, znajdują się nadmierne ilości bakterii E. coli.
To, co ujawniły kontrole u odbiorców, jako pierwsze powinny były dostrzec odpowiednie służby w Polsce.
Prof. Katarzyna Duczkowska-Małysz, doradca prezydenta do spraw rolnych, zwraca uwagę, że musimy być tu szczególnie ostrożni. Konkurenci skwapliwie upowszechnią wiadomość o każdej naszej wpadce. – A zła etykieta przylgnie do wszystkich polskich producentów, nie tylko tych, którzy zawinili.
Może dlatego wiadomość o zakwestionowaniu polskiego mięsa i serów trzyma się w kraju w głębokiej tajemnicy. – Po co robić sensację? – zniechęca Piotr Kołodziej, główny lekarz weterynarii.