Archiwum Polityki

Jak Kasperski Naftoport kupował

O Naftoporcie, przedsiębiorstwie, od którego zależy bezpieczeństwo energetyczne kraju, zrobiło się głośno. Nawet premier deklaruje zamiar rychłego przywrócenia utraconej przez państwo kontroli nad tą firmą. W tej sytuacji aż trudno sobie wyobrazić, że swego czasu udziały Naftoportu mógł nabyć bez trudu zupełnie nieznany opinii publicznej Piotr Kasperski, który na terenie dzierżawionym od portu gdańskiego ciął na złom stare lokomotywy.

Czesław Nowak, poseł w latach 1989–1993, obecnie gdański radny, pamięta narodziny spółki Naftoport, bo decyzje zapadały na najwyższym szczeblu. W 1990 r., w obawie, że Rosjanie mogą nagle zakręcić kurek rurociągu Przyjaźń, postanowiono wybudować stanowiska do przeładunku ropy w porcie gdańskim. – Udziały powstałego w 1991 r. Naftoportu nie były drogie i nie znalazło się zbyt wielu chętnych – wspomina Czesław Nowak. – Udziałowcy nie byli przekonani, że inwestycja się opłaci, trzeba ich było namawiać.

– Zarząd Portu sprzedawał udziały każdemu, kto tylko zechciał – potwierdza Andrzej Radzikowski, wiceprezes Naftoportu. Kto kupił, zrobił dobry interes. Nowo powstały terminal rychło okazał się dochodowy. Ale politykom zabrakło wyobraźni i czujności. Uznali problem za rozwiązany raz na zawsze. Udziałowcy, co oczywiste, kierowali się własnymi interesami. Najpierw udziałami w Naftoporcie zahandlowała (za wiedzą Skarbu Państwa) Polska Żegluga Morska. W 1998 r., znalazłszy się w trudnej sytuacji finansowej, wywindowała cenę udziału na 3 mln zł. Pięć z nich, korzystając z prawa pierwokupu, nabyły firmy z grona dotychczasowych udziałowców Naftoportu – Orlen oraz Ciech. Na jeden udział zabrakło chętnych.

Polityka 43.2004 (2475) z dnia 23.10.2004; Ludzie i wydarzenia; s. 17
Reklama