Kambodżanie prawie nie znają swojego nowego monarchy. Sihamoni, 51-letni bezdzietny kawaler, tancerz klasyczny i reżyser filmowy, większość życia spędził za granicą. Część za całkiem nam bliską: szkołę średnią i studia tańca ukończył w Pradze. Ostatnio w Paryżu reprezentował Kambodżę w UNESCO, wcześniej mieszkał też w Pekinie i Phenianie, a we własnej stolicy za rządów Czerwonych Khmerów (1976–1979), które kosztowały kraj 2 mln ofiar, przebywał w areszcie domowym. Teraz pojechał do Phnom Penh na wezwanie ojca Norodoma Sihanouka, który z kilkoma przerwami zasiadał na tronie od 1941 r. Ostatni raz powrócił tam w 1993 r. – raczej władać, niż rządzić, a przede wszystkim spajać dotknięty licznymi nieszczęściami naród, dla którego pozostał ważnym symbolem. Taką rolę 82-letni Sihanouk wyznaczył obecnie swojemu synowi, gdy sam ogłosił, że udaje się na emeryturę. Decyzję zaakceptowała 9-osobowa Rada Tronowa, a intronizacja dokona się 28 października.
Polityka
43.2004
(2475) z dnia 23.10.2004;
Ludzie i wydarzenia. Świat;
s. 18
Reklama