Archiwum Polityki

Pan od muzyki

+++

Zaskakująco późny debiut fabularny Christophe’a Barratiera (41 lat) – francuskiego reżysera, który wcześniej sprawdził się jako producent „Mikrokosmosu” i „Makrokosmosu” – został bardzo wysoko oceniony przez krytykę i pobił rekord oglądalności nad Sekwaną (film zobaczyło prawie tyle samo widzów co słynną „Amelię”). „Pan od muzyki” jest kameralną, utrzymaną w tonacji retro, niezwykle wzruszającą opowieścią o nieudanym artyście, bezrobotnym nauczycielu muzyki, który podejmuje się karkołomnego zadania resocjalizacji wychowanków domu dziecka. Bohater, nazywany przez dzieci „łysolem”, w zasadzie od początku stoi na straconej pozycji. Ma przeciwko sobie ambitnego, lecz niekompetentnego dyrektora placówki, który bezwzględnie karze wszelkie objawy niesubordynacji (w tym i kadry pedagogicznej). Oraz wychowanków odpłacających agresją i nieufnością na wszelkie próby zbliżenia się do nich. A jednak stopniowo lodowata atmosfera topnieje. Chór, do którego angażuje chłopców, otwiera ich emocjonalnie, uskrzydla i pozwala w miarę normalnie się rozwijać. Opowiedzianemu w formie retrospekcji filmowi Barratiera można postawić wiele zarzutów. Od niedzisiejszej, sentymentalnej nuty – mocno przez reżysera nadużywanej – poczynając. Mimo to film ogląda się świetnie. W pamięć zapada zwłaszcza dojrzała kreacja Gerarda Jugnota w tytułowej roli, który subtelnie oddał złożoną naturę bohatera, umiejętnie wprowadzającego wychowanków w magiczny świat muzyki.

Janusz Wróblewski

+++ świetne
++ dobre
+ średnie
– złe
Polityka 43.2004 (2475) z dnia 23.10.2004; Kultura; s. 61
Reklama