Archiwum Polityki

Co z tą Turcją?

W XXI w. głupio myśleć o polityceSienkiewiczem. Pan Henryk krzepiłpolskie serca opisami naszychprzewag nad dziczą kozacką i potęgą turecką,ale dziś tych wrogów Rzeczpospolitanie musi się lękać. Co innego powinnozaprzątać uwagę naszych liderów i opiniipublicznej: co możemy uczynić, by UniaEuropejska sprostała wyzwaniom naszychtrudnych czasów? Problem członkostwaTurcji w UE to jedno z najważniejszychzadań do rozwiązania. Na 6 październikawyznaczono datę ogłoszenia przez Komisję Europejską, czy zalecaona rozpoczęcie formalnych negocjacji z Turcją w sprawie jej akcesjido Unii. Większość komisarzy jeszcze przed ogłoszeniem decyzjibyła za. Nie znaczy to, że przyjęcie Turcji jest przesądzone. Niewiadomo, czy przywódcy Unii zaakceptują na szczycie w Brukseli17 grudnia rekomendację Komisji. Nie wiadomo, na kiedy wyznaczątermin rozpoczęcia rokowań. Wiadomo za to, że Europa jestw kwestii Turcji mocno podzielona i negocjacje potrwają długo –Turcja, jeśli dotrze do szczęśliwego finału, to nie wcześniej niż za10, a może za 15 lat.

Argumenty za i przeciw są dobrze znane. Każdy, kto śledzi sprawymiędzynarodowe, mógł sobie już wyrobić zdanie. Mnie uderza,że w dyskusji na temat przyjęcia Turcji do UE występują trzyparadoksy. Po pierwsze, ci, którzy są przeciw „rechrystianizacji”Europy, wykluczają jednak Turcję jako kraj islamski, czyli w tymprzypadku akceptują ideę Europy jako związku narodów chrześcijańskich.Po drugie, ci, którzy bronią zasady rozdziału państwaod religii, wykluczają mimo to Turcję, czylikraj, w którym zasady świeckości broni siętak zaciekle jak tylko we Francji. Po trzecie,ci, którzy odrzucają teorie zderzenia cywilizacjijako sprzeczną z etosem europejskim,w przypadku Turcji gotowi są przyznać racjęFukuyamie i Huntingtonowi, którzyostrzegają, że przyjęcie Turcji ostatecznierozmyje europejską tożsamość.

Polityka 41.2004 (2473) z dnia 09.10.2004; Komentarze; s. 20
Reklama