Polskie nastroje niechęci do wojny irackiej narastają równolegle z analogicznymi, choć jeszcze silniejszymi, nastrojami na świecie, szczególnie w „starej” Europie i krajach arabskich. Wpisał się w nie prezydent Aleksander Kwaśniewski, krytykując niedawno unilateralizm Waszyngtonu w wywiadzie dla „New York Timesa”. Z sondaży wynika jednak, że Polska jest jednym z nielicznych krajów, gdzie Bush – gdyby cały świat mógł głosować – wygrałby wybory z Johnem Kerrym. Bush równie popularny jest tylko na Filipinach i w Nigerii.
Waleczna Polonia
Opozycji wobec wojny towarzyszą pretensje, że Ameryka nie odwzajemniła się należycie za polską pomoc w Iraku. Lista zażaleń jest znana: utrzymywanie wiz dla Polaków, niedostateczna pomoc wojskowa – chociaż Stany Zjednoczone znacznie oszczędzają na udziale obcych wojsk w koalicji – i trudności ze zdobywaniem kontraktów na odbudowę Iraku. Niektórzy krytycy żądają jeszcze, by namawiać Amerykanów do zakładania baz wojskowych w Polsce i domagać się gwarancji spłaty irackich długów. W walkę o spełnienie tych postulatów włączyła się Polonia amerykańska, dodając do nich swoje wnioski, np. zwiększenie liczby stanowisk w administracji federalnej dla Amerykanów polskiego pochodzenia. W lipcu działacze tzw. Polsko-Amerykańskiej Izby Doradczej (APAC) przedstawili postulaty na spotkaniu w Białym Domu. Sztab wyborczy Busha odpowiedział w połowie września i to dopiero wtedy, gdy do tych samych życzeń ustosunkował się już sztab Kerry'ego. Prezydent nie obiecał niczego – jego oświadczenie, pełne zwyczajowych grzeczności, przypomina tylko, jak wiele Ameryka zrobiła dla Polski.
Amerykanie zdają się pytać: czego właściwie chcecie, przyłączyliście się przecież do koalicji z przekonania, że wojna jest słuszna.