Chór Aleksandrowa z „Kalinką”, tak jak Teatr Bolszoj z baletem „Jezioro Łabędzie”, niewzruszenie symbolizuje u nas Rosję. Kiedy koncertują moskiewscy chórzyści w wojskowych uniformach, publiczność z aplauzem przyjmuje pieśni, które niezależnie od perfekcyjnego wykonania są przecież żywym reliktem epoki ZSRR. Czy oznacza to, że nagle pojawił się sentyment do byłego imperium? Z pewnością nie – chodzi po prostu o to, że chór, który dawniej dodawał ducha Armii Czerwonej, jest dziś w Polsce postrzegany jako przykład rosyjskości najbardziej wyrazisty i najbardziej zrozumiały.
Dzisiejsi menedżerowie powstałego w 1928 r. zespołu dbają o to, by rzeczona rosyjskość wiązała się nie tylko z przeszłością radziecką. W repertuarze, prócz wojskowych, są zatem pieśni ludowe różnych narodów, zaś w nowych czasach, już po upadku ZSRR, znalazły się tam także pieśni cerkiewne. Mimo wszystko jednak chór założony przez twórcę hymnu radzieckiego Aleksandra Wasiliewicza Aleksandrowa znany jest u nas przede wszystkim z marszów i piosenek żołnierskich, i potocznie kojarzy się z ZSRR właśnie.
Być może ten potężny wielogłosowy zaśpiew porywa, bo przywołuje coś na kształt mitu Rosji i uchodzi za jej ponadczasową wizytówkę, ale nie bez znaczenia jest i to, że Polacy patrzą dziś na wschodniego sąsiada inaczej niż jeszcze 15 lat temu. W końcu każdy wie, że nie ma już Związku Radzieckiego, nie ma też PRL, więc bez oporów można słuchać nawet pieśni z czasów, kiedy PRL była wasalem ZSRR. I słuchają ich nie tylko ci, którzy owe czasy dobrze pamiętają, ale i młodsi.
Trampki i Propaganda
Od kilku lat mamy do czynienia z osobliwą fascynacją „czerwonym folklorem”. W Internecie pojawiają się anonse informujące o możliwości kupna rozmaitych gadżetów z epoki komunizmu.