Nie było takiego głupstwa politycznego i prawnego, jakiego by nie popełniono, przyjmując w kilku etapach sprawozdanie komisji śledczej badającej tak zwaną sprawę Rywina. Gra ambicji, polityczne polowania, niekompetencja, zaniechania, które przy najlepszej woli trudno uznać za nieświadome, sprawiły, że ostatecznie sejmową prawdą jest raport posła Zbigniewa Ziobro, co skutkować powinno postawieniem przed Trybunałem Stanu prezydenta, b. premiera, b. ministra sprawiedliwości i kilku osób niższej rangi. Większość tych osób, a być może także kierownictwo Agory (jest przecież w raporcie sugestia o podjęciu gry korupcyjnej z Rywinem), powinna stanąć przed prokuratorem, a następnie sądem.
W piątek 24 września odbyło się głosowanie na temat, czy majowa procedura postępowania ze sprawozdaniem została zakończona. Było to zwieńczeniem całego ciągu zdarzeń, które wypełniły w sposób świadczący o wyjątkowej nieudolności ową słynną lukę prawną, w jakiej poruszał się Sejm. Już w maju było oczywiste, że sprawa jest zakończona i że ostatecznym stanowiskiem Sejmu jest raport posła Ziobro. Teraz to jeszcze raz potwierdzono.
Jeżeli wcześniej nie znowelizowano ustawy i sejmowego regulaminu, co zapewniłoby przejrzysty tryb postępowania ze sprawozdaniem, jeżeli zarówno kierownictwo komisji śledczej jak i prezydium Sejmu konsekwentnie lekceważyło wszystkie ostrzeżenia i opinie konstytucjonalistów mówiące, że sprawozdania komisji nie można głosować, że można je co najwyżej przyjąć do wiadomości, jeżeli ostatecznie wdano się w dziwaczną procedurę postępowania plenarnego głosowania kolejnych „prawd”, to musiało się skończyć tak, jak się skończyło.
Piątkowe wydarzenia mogły mieć jeden walor – edukacyjny, pod warunkiem że Wysoka Izba zechciałaby w skupieniu wysłuchać wystąpienia przewodniczącego komisji regulaminowej.