Archiwum Polityki

Szturm na muzeum

Zgodnie z przewidywaniami miłośnicy sztuki tłumnie ruszyli do Muzeum Narodowego, by oglądać wystawę arcydzieł z wiedeńskiego Kunsthistorisches Museum. Tzw. bilans otwarcia, czyli frekwencja przez pierwsze trzy dni, okazał się doprawdy imponujący:

Obrazy Dürera, Rubensa czy Tycjana obejrzało 4 tys. osób

.

Jednak do największych wystaw światowych ciągle jeszcze nam daleko. Jak podali organizatorzy, słynną kolekcję nowojorskiego Museum of Modern Art, wystawianą w Berlinie, przez siedem miesięcy odwiedziło 1,2 mln widzów, co oznacza, że każdego dnia kasy wydawały ponad 6 tys. biletów. Czy padną nasze krajowe rekordy frekwencyjne? Przypomnijmy, że w tym samym Muzeum Narodowym wystawę dzieł Picassa w ciągu 10 tygodni obejrzało 100 tys. osób, a prezentację kolekcji impresjonistów i postimpresjonistów z paryskiego Musée d’Orsay przez 9 tygodni – 250 tys. Jak będzie tym razem? Mówi Dorota Folga-Jauszewska, wicedyrektor Muzeum Narodowego: – Nigdy nie zakładamy z góry, ile osób może przyjść na naszą wystawę, choć uważam, że w tym przypadku frekwencja powyżej 100 tys. będzie na pewno sukcesem. Ze względów bezpieczeństwa do sal wystawowych wolno nam wpuszczać jednorazowo ściśle określoną liczbę osób. Przewiduję, że tym razem frekwencję może nam zmniejszyć... nasz własny, ambitny program edukacyjny. Otóż każdemu dziełu na wystawie towarzyszy obszerna informacja wyjaśniająca to, czego nie można zobaczyć. Jeżeli więc wielu widzów zechce te opisy czytać, to tzw. przepływ odwiedzających ulegnie znacznemu spowolnieniu. Z jednej strony pragniemy zachęcić widzów do głębszego kontaktu ze sztuką, z drugiej – jak największe pieniądze ze sprzedaży biletów bardzo by się muzeum przydały.

Polityka 40.2004 (2472) z dnia 02.10.2004; Kultura; s. 50
Reklama