Archiwum Polityki

Turniej sprzedajnych garbusów

Czesław Miłosz umarł w roku Gombrowicza, jakby przeczuwał albo z doświadczenia wiedział, że gołe fakty należy literacko ubarwiać. Tego wszakże, jak śmierć jego i pogrzeb zostaną przez specjalnego pokroju „literaturoznawców” ubarwione, przewidzieć nie mógł. Literatura polska, jak powszechnie wiadomo, zgrzebna jest, siermiężna, uboga i mało kogo obchodzi, każde przeto jej ubarwienie jest wskazane. Jak nie ma sporu o dzieło pisarza, to niech przynajmniej będzie spór o miejsce grobu pisarza, zawsze to w końcu jest jakiś spór o pisarza. Co z tego, że upiorny? Nie w takich upiornościach naród nasz się nurzał.

Polityka nasza, jak powszechnie wiadomo, zgrzebna jest, siermiężna, uboga i mało kogo obchodzi, liczne wszakże afery, przewały i matactwa pieniężne wybitnie ją ubarwiają i dają potężny publiczny rezonans. Co z tego, że wrogi? Nie z takimi wrogościami naród nasz się borykał.

Próba ożywienia literatury polskiej drogą sugerowania, że i w tej dziedzinie istnieją afery, przewały i mataczenia, że i w mętnych wodach światów przedstawionych grasują stojące ponad prawem rekiny, że i tu obraca się kasą, której szary człowiek na oczy nie widział, jest przeto próbą zasługującą na najwyższą uwagę, ma bowiem szanse realnego powodzenia. Ściśle rzecz biorąc, miałaby szansę realnego powodzenia, gdyby sprawami tymi nie zajmował się prawie wyłącznie Łukasz Gołębiewski na łamach „Rzeczpospolitej”. W 226 numerze tej gazety autor ów kolejny raz z właściwą sobie poczciwością i nieśmiałością próbuje zaglądać wydawcom i autorom do kieszeni, jak dziecko wierzy w groszowe, z palca wyssane i na odczepnego podawane mu sumy, na oślep ustala, kto do kogo i za ile przeszedł – w efekcie zamiast wizji przyzwoitego gansterstwa powstaje – jak zwykle w literaturze polskiej – żebraczy krajobraz.

Polityka 40.2004 (2472) z dnia 02.10.2004; Pilch; s. 106
Reklama