Archiwum Polityki

Era Oceanii

Cóż jest niezbędne, żeby stworzyć dobre wino? Szczep winorośli, gleba, woda, słońce, beczka, piwnica i wiedza winiarska wytwórcy, wzbogacona czasami tym błyskiem geniuszu, który kazał benedyktynowi Dom Pierre Perignonowi (1638–1715) złamać odwieczne zasady leżakowania butelek i w ten sposób przekształcić cienkie wino szampańskie w rozkoszny pienisty trunek towarzyszący chwilom radości. Oczywiście gleba musi być odpowiednia, nawilgocenie i nasłonecznienie stosowne, beczka z właściwego drewna, a piwnica z kamienia.

Beczki i kamień wapienny na piwnicę można oczywiście przewieźć w dowolny zakątek świata, podobnie zatrudnić specjalistę z dziada, prapradziada. Natomiast ziemi i klimatu przemieścić już się nie da. Stąd też przez wieki produkcja wina ograniczała się do kręgu śródziemnomorskiego, a sądzono także, że do basenu tego morza ograniczać się musi. Z biegiem czasu okazało się, że niektóre szczepy przynoszą wyborny owoc także w rejonie Morza Czarnego, czy bardziej na północ: na Węgrzech, w dolinach Renu i Mozeli.

Stosunkowo niedawno pojawiły się też na rynku wina chilijskie, kalifornijskie, południowoafrykańskie, zupełnie dobre w smakach, choć ograniczone w ich bukiecie. Ostatecznie nie było w tym nic dziwnego. Winnice kalifornijskie, a na drugiej półkuli chilijskie, australijskie czy przylądkowe (RPA) rozciągają się na szerokości geograficznej południowych wybrzeży Morza Śródziemnego, przed ekspansją islamu także winem płynących. Było więc z góry prawdopodobne, że znaleźć tam można tereny z przyjazną, niektórym przynajmniej szczepom, glebą i znośnymi proporcjami niżów i wyżów. Winny porządek świata pozostał zachowany. Niestety, nic nie trwa wiecznie.

Polityka 40.2004 (2472) z dnia 02.10.2004; Stomma; s. 114
Reklama