Archiwum Polityki

Reality zamiast show

Wielki Brat wywołał rewolucję na telewizyjnym rynku. Nowa generacja programów typu reality show nie odbywa się już w zamkniętym baraku. Uczestnicy ruszyli w świat, niejednokrotnie egzotyczny.

Koniec ze słodkim obżarstwem, seksem po kątach i wylewaniem własnych frustracji na łono Wielkiego Brata. Reality pokonało show. Nadeszła kolej na krew, pot i łzy. – Pierwsze dwa tygodnie w Malezji to był prawdziwy horror – wspomina Ewa Leja, producentka programu „Wyprawa Robinson” – ekipa padała z powodu przegrzania organizmów, odwodnienia, zatruć. Wszyscy byli pocięci przez muszki i wyglądali, jakby cierpieli na ospę. Jednego z zawodników ukąsił skolopender, a potem na wyspie pojawiły się węże.

Zawodnicy wrócili z Malezji wycieńczeni i wychudzeni. Jeden z nich stracił na wadze ponad dwadzieścia kilogramów. Istotą „Wyprawy Robinson” jest walka o przetrwanie, rywalizuje się o wszystko, a przede wszystkim o jedzenie. Producenci zapewniają tylko ryż i wodę, resztę trzeba zdobyć. Ryby łowi się własnymi rękami, koralowce ranią stopy, surowe kraby kuszą, ale grożą zatruciem. Wysokie, morskie fale utrudniały transport zarówno ludzi jak i sprzętu. Głodni i zdesperowani zawodnicy w ostatnim tygodniu pobytu w Malezji zaczęli podkradać realizatorom jedzenie. Ewa Leja przysięga, że nigdy więcej tam nie wróci. Ma dość palącego słońca i 95-proc. wilgotności. – Tylko szaleniec mógłby wybrać się tam na wakacje – mówi.

„Wyprawa Robinson” nie skojarzyła, ku pewnemu rozczarowaniu producentów programu, ani jednej pary, mimo że w osiemnastce zawodników było tyle samo kobiet co mężczyzn. Okazało się, że kąpiel w jaccuzi pod Warszawą, jak to się stało w BB, może być bardziej podniecająca od nocy spędzanych na wyspie pod gołym i rozgwieżdżonym niebem.

Mimo wielu przygód i dramatycznych przeżyć zawodników, reality biznes pięknie się kręci. Wielkie przedsiębiorstwa producenckie, takie jak holenderski Endemol, szwedzki Strix czy amerykański Castaway, w kilku odległych punktach globu wykupiły ośrodki wczasowe albo postawiły własne centra realizatorskie.

Polityka 39.2004 (2471) z dnia 25.09.2004; Kultura; s. 73
Reklama