Archiwum Polityki

O parę słów za daleko

Niemal jednogłośnie Sejm przyjął uchwałę prawnie jałową, politycznie wątpliwą, a na dodatek koślawo zredagowaną. Jej polityczny sens sprowadza się do dwóch punktów. Po pierwsze: Polska nie ma żadnych zobowiązań finansowych wobec obywateli Republiki Federalnej. To prawda. Po drugie: rząd federalny i Bundestag powinny uznać bezprawność niemieckich roszczeń, zaprzestać kierowania obywateli niemieckich na drogę sądową lub administracyjną przeciw Polsce i przejąć na Republikę Federalną odpowiedzialność za szkody poniesione przez Niemców w wyniku II wojny. To także racja. Polacy, co historycznie i psychologicznie zrozumiałe, źle reagują na nawet marginalne i głupie zaczepki ze strony – jak mawiano w PRL – „niemieckich rewanżystów”. Posłowie szykujący się do wyborów uznali, że muszą dać odpór.

Ale to nie wszystko. Parlament podniósł sprawę zaległych jakoby niemieckich reparacji wojennych i wezwał rząd polski do podjęcia wobec rządu niemieckiego „stosownych działań”. To znaczy jakich? Czy rząd polski ma oświadczyć, że rezygnacja PRL z niemieckich reparacji w latach 50. nie liczy się, bo podpisali ją komuniści? Czy ma zerwać dotychczasowe traktaty i domagać się nowych negocjacji? A może powinien zająć niemieckie aktywa w Polsce? To są nonsensy. Również apel do rządu RP, by ten zaprezentował opinii szacunek polskich strat wojennych, to ślepy nabój. Taki szacunek sporządzony przez prof. Klafkowskiego jest znany od lat, ale nie zmienia sytuacji prawnej.

Ta uchwała jest złym sygnałem. W sześć tygodni po warszawskim przemówieniu Gerharda Schrödera, które w Niemczech nareszcie wywołało polityczną dyskusję wokół powiernictwa garstki „wiecznie wczorajczych”, od których odcinają się wszystkie główne siły polityczne, Sejm pokazał, że drażliwe problemy woli załatwiać drogą publicznych konfrontacji, a nie współdziałania z niemieckimi kolegami.

Polityka 38.2004 (2470) z dnia 18.09.2004; Komentarze; s. 17
Reklama