Archiwum Polityki

Cztery w jednym

Po raz trzeci odbył się w Łodzi Festiwal Dialogu Czterech Kultur. I po raz kolejny okazało się, że karkołomny z pozoru pomysł przynosi bardzo ciekawe rezultaty.

Pomysł jest ryzykowny, bo zderzono ludyczny z natury rzeczy „festiwal” z poważnie brzmiącym „dialogiem”. Imprezę zorganizowano w Łodzi, która ma wprawdzie spore tradycje kulturalne, ale dziś kojarzy się raczej z politycznymi hołupcami i cmentarzyskiem naszego przemysłu włókienniczego. W mieście, które przez swe zabytki mogłoby stać się turystyczną atrakcją, ale przez swoje zaniedbania raczej odstrasza przyjezdnych. No i kultury, z którymi też w tym miejscu są różne kłopoty. Żydowska, po której istnieniu pozostały tu tylko okruchy, ale za to wiele antysemickich wygłupów piłkarskich kibiców. Rosyjska, kojarzona z zaborcą, carskimi ukazami i paroma cerkwiami, niemal wymazana ze świadomości miasta wraz z odzyskaniem przez Polskę niepodległości. Niemiecka, ważna, ale postrzegana jako niezbyt przyjazna. No i polska. Ale twórca festiwalu Witold Knychalski wiedział, co robi. Owa mieszanka okazała się bowiem równocześnie i pociągająca, i stwarzająca ogromne możliwości. Te kultury i stojące za nimi nacje przez całe stulecia były przecież najważniejszymi punktami odniesienia przy budowaniu naszej narodowej tożsamości.

Tworzenie programu tego festiwalu przypomina budowanie jakiegoś zawiłego układu równowagi. Nie tylko pomiędzy czterema kulturami. Także między ofertą ambitną i tą dla ludu. Pomiędzy kinem, teatrem, sztuką, muzyką i estradą. A w końcu pomiędzy tym, co Łódź chce pokazać innym, a tym, co z Polski i ze świata chciano by pokazać łodzianom. W tym roku ów balans uległ wyraźnemu, ale świadomemu zachwianiu, za sprawą przypadającej tuż przed festiwalem 60 rocznicy likwidacji getta łódzkiego. Kultura żydowska zdominowała więc program, ale też okazała się prawdziwie intrygująca.

Wspomnieć wypada o wręcz metafizycznym (w jego trakcie przyszła potężna burza z piorunami) widowisku przygotowanym przez Jerzego Kalinę, w którym wystąpił chyba najsłynniejszy na świecie kantor Joseph Malowany z nowojorskiej synagogi przy 5 Alei.

Polityka 38.2004 (2470) z dnia 18.09.2004; Społeczeństwo; s. 108
Reklama