Archiwum Polityki

Pogrzeb czy „Wesele”

Wydarzenia mkną tak szybko, a felietony ukazują się tak rzadko, że nie sposób nadążyć. Kto dziś, po zbrodni w Północnej Osetii, pamięta jeszcze pogrzeb poety w Krakowie, igrzyska w Atenach czy turniej tenisowy w Nowym Jorku, który zwykłem oglądać? Media niech będą błogosławione! Wystarczy jeden ruch pilotem i już zamiast pogrzebu mamy igrzyska albo masakrę. Do wyboru – do koloru. Na szklanym ekranie wszystko jest jedno i to samo – wystarczy ruch palcem i zamiast łez rozpaczy w Osetii widzimy łzy radości na boisku. Tu i tam kamerzyści szukają łez, bo na ekranie nie ma nic lepszego niż łzy. Chyba tylko krew. Tak, krew jest lepsza, ale zaraz za nią płyną łzy. Zmieniając telewizyjne kanały z pogrzebu poety na igrzyska w Atenach, ze zbrodni w Osetii na mecz z Irlandią, stajemy się produktem cywilizacji mediów – ludźmi pozbawionymi skrupułów, bez czasu na skupienie, w ciągłej pogoni za nowymi wrażeniami. Kiedy z pogrzebu przełączyłem na igrzyska – zrobiło mi się wstyd i wyłączyłem telewizor. W oglądaniu pogrzebu w telewizji też jest coś podejrzanego, coś z niezdrowej ciekawości. Jak oglądanie porodu – początek i koniec życia zostają przez kamerę zredukowane do filmu. Z wyjątkiem nieboszczyka – wszyscy grają. Przeklęte niech będą media i my – dziennikarze – wraz z nimi!

Pogrzeb wieszcza. Ach, co to był za pogrzeb! To nie był pogrzeb – to było „Wesele” Wyspiańskiego. Wieszcza by trzeba, by chwycił za pióro w swoim sarkofagu Na Skałce i wszystko to opisał: Księdza, który nie zajmuje stanowiska i czeka na komitet obywatelski, Kardynała, który nie wie, co zrobić i czeka, czeka dzień, czeka dwa, czeka trzy, zdaje się wieczność, czeka na zrządzenie Góry.

Polityka 38.2004 (2470) z dnia 18.09.2004; Passent; s. 113
Reklama