Archiwum Polityki

Tyłem na znak protestu

Na znak protestu Mikis Theodorakis wystąpił w czarnym garniturze i dyrygował stojąc tyłem do publiczności” – oświadczył nasz komentator sportowy podczas transmisji inauguracji olimpiady w Atenach. Ta śmiała opinia była zwiastunem tego, co miało nastąpić później. Nasi sprawozdawcy najwyraźniej przejęli się tysiącami lat, które spoglądają na nich z Akropolu i postanowili ulec magii miejsca. W kolejnych relacjach powtarzają więc z uporem banały o wielkości greckiej tradycji, historycznym mieście i wspaniałości miejscowych zabytków. Misja edukacyjna tak ich pochłonęła, że niespecjalnie przejmowali się tym, co działo się na arenach sportowych. „Oto zawodnik z Australii” – komentowali, a w telewizji wyraźnie pokazywano Amerykanina. „Ciekawe, jaką przewagę ma uciekająca grupa kolarzy?” – pytali, a nawet dziecko orientowało się, że peleton właśnie dogonił uciekinierów. Drodzy panowie! Gdyby TVP miała ochotę potraktować olimpiadę jako ogólnonarodową lekcję historii starożytnej, to wysłałaby w roli sprawozdawcy prof. Aleksandra Krawczuka. Skoncentrujcie się więc na komentowaniu wydarzeń sportowych, bo choć i to nie zawsze wychodzi wam zadowalająco, to jednak i tak lepiej niż refleksje o zadaniach dyrygenta lub osiągnięciach śródziemnomorskiej cywilizacji. Na razie ustawiam się tyłem, na znak protestu.

Polityka 35.2004 (2467) z dnia 28.08.2004; Kultura; s. 59
Reklama