Jako naród mamy też świadomość, że oddajemy się narzekaniu z bezprzykładną gorliwością – aż 95 proc. Polaków uważa, że narzekamy od „często” do „niemal bez przerwy”. Polskie niezadowolenie dotyczy spraw raczej publicznych niż rodzinnych czy osobistych. Badania dużych prób ogólnopolskich, prowadzone przez cały okres transformacji systemu, pokazują, że Polacy pozostają stale zadowoleni ze swych dzieci, współmałżonków i stosunków z najbliższymi. Natomiast z finansowej sytuacji rodziny, perspektyw na przyszłość i sytuacji w kraju są trwale niezadowoleni, a zmiany poziomu niezadowolenia są z roku na rok niewielkie, choć w okresie kilkunastu lat objętych badaniami zmieniło się osiem rządów o zróżnicowanej orientacji i polityce społeczno-gospodarczej.
W tym okresie występowały znaczne zmiany różnych wskaźników ekonomicznych, a niektóre z nich systematycznie rosły. Np. już w początkach zmiany systemowej o kilka lat wzrosła oczekiwana długość życia, jednak nikt nie mówi, że żyjemy dłużej, choć prawie wszyscy narzekają na służbę zdrowia. W ciągu pierwszych 10 lat przemian odsetek gospodarstw domowych posiadających samochód wzrósł dwukrotnie, nikt jednak nie cieszy się z tego, a większość narzeka na wzrost cen benzyny. Choć zwykle się sądzi, że narzekanie wynika po prostu z tego, że jest źle i ludzie o tym mówią, sprawa wcale nie jest taka prosta. Ta sama szklanka z mlekiem jest dla jednego w połowie pełna, dla innego w połowie pusta. Jesteśmy narodem, który uporczywie koncentruje się na pustej części szklanki. O wiele ważniejsze jest dla nas to, co złe, niż to, co dobre. Obyczaj ustawicznego wyrażania niezadowolenia stanowi pewną pułapkę – zapewne nie największą, jaka na nas czyha, niemniej wartą uwagi.