Archiwum Polityki

Tryzub bez zębów

Jeśli ktoś patrzy na Ukrainę tylko przez pryzmat Rosji albo Polski czy Brukseli, niewiele zobaczy i zrozumie. Oto spojrzenie z ukraińskiej prowincji.

Obraz obecnej Ukrainy bardziej przeraża niż przypomina imperium oligarchów pod berłem Kuczmy. Wystarczy zjechać kilka kilometrów z głównej drogi albo opuścić szczelnie osłonięty szpalerami leśnych nasadzeń główny trakt kolejowy. Dziurawe, od lat nie remontowane drogi, poletka upraw w morzu ugorów, na łąkach stadka krów i kóz wypasane przez opatulone w chusty staruszki, małe domki pokryte eternitem, najczęściej nietynkowane. Jedne miasteczka i wsie wyludnione, w innych istna mozaika różnorodnych narodowości. Hale fabryczne i budynki dawnych kołchozów i sowchozów wyglądają jak po wielkiej grabieży.

Ludzie okutani w ciuchy z lokalnych szmateksów (znak nowych czasów) patrzą wzrokiem zdradzającym skłonność do nadużywania alkoholu. Inwalidzi podparci na wystruganym kiju, żebrzące na ulicach stare kobiety, a obok młode dziewczyny, które chcą pięknie wyglądać i wydają na to wszystkie oszczędności. Pesymizm i melancholia są powszechne. – Nic od nas nie zależy. Już za późno na zmiany! – mówi jedna z kobiet sprzedających rybę i pierogi „do pociągu”. Mieszkańcy Ukrainy nie czują się u siebie.

Ale czy to jest prawdziwy obraz tego kraju?

Co ze wskaźnikami ożywienia gospodarczego, które tak chwalą specjaliści? A złote kopuły monastyrów Kijowa? A świetność nadmorskich Jałty i Odessy, uprzemysłowienie Donbasu, urocze zakątki Karpat z kurortami nie tylko w Jaremczy i w Truskawcu? Jedyne w swoim rodzaju uroki Krymu. Wielkie prywatne przedsiębiorstwa – w niewielu krajach Europy Środkowej przed biurami i pubami stoi tyle najnowszych modeli Mercedesów i BMW co tutaj.

To efektowne dekoracje, które cieszą oko Europejczyka. Tak jak ceny benzyny (wciąż około pół dolara za litr 95-oktanowej) i wódki (już od dwóch dolarów za pół litra 45-proc.

Polityka 50.2004 (2482) z dnia 11.12.2004; Świat; s. 54
Reklama