Kiedy czterdziestoletnia upośledzona kobieta na jej widok zrywa się z okrzykiem: Mamusiu!, przez moment czuje się dziwnie, ale niech i tak będzie. Do niepełnosprawnych umysłowo zbliżyła się przez przypadek kilka lat temu. Ksiądz Tadeusz Zaleski z Fundacji Brata Alberta zaprosił ją do ośrodka w Radwanowicach jako jurorkę konkursu twórczości teatralnej. Jadąc tam potwornie się bała. Gdy przyjechała, otoczyły ją tłumy upośledzonych. Każdy chciał dotknąć, ścisnąć, przytulić się.
– Czułam, jakbym była na dnie piekła, ale po kilku minutach bariera pękła – wspomina Anna Dymna. – Zobaczyłam w tych ludziach niespotykaną dziś otwartość, potrzebę miłości, czułości. Gdy wracałam do domu, łeb mi pękał, miałam ambiwalentne uczucia i dziękowałam Bogu, że mój syn jest normalny. Jednak po pewnym czasie poczułam, że tęsknię. Zaczęłam tam wracać, pomagać w organizowaniu warsztatów teatralnych. Ci ludzie są jak rzucone na ziemię brylanty. Depczemy po nich nie dostrzegając ich piękna. W nich zakodowane są czyste uczucia, prawdziwe człowieczeństwo, tak poniewierane w naszych dziwnych czasach. Czasem mam wrażenie, że to ja przyjeżdżam do nich z nienormalnego świata.
Medal św. Brata Alberta, który dostała, był jak ostroga, wejście na ambicję; jak to, przecież ja właściwie nic nie zrobiłam. No to teraz muszę. I tak się zaczęło: Ogólnopolski Festiwal Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób Niepełnosprawnych Umysłowo Albertiana, warsztaty terapii artystycznej. Ostatni projekt to ośrodek wczasowy dla niepełnosprawnych umysłowo w Lubiatowie nad Bałtykiem. Żeby mogli, tak jak ona, stanąć o świcie nad brzegiem morza i poczuć zwyczajną radość życia. Pieniądze? Jakoś się znajdą. Wszystko dzieje się trochę samo.