Na początek do przedszkoli obowiązkowo mają pójść pięciolatki. W przyszłorocznym budżecie rząd chce na to przeznaczyć 220 mln zł. Za dwa lata sześciolatki miałyby pójść do szkół. – Z rozlicznych światowych badań wynika, że dziecko, które choć parę godzin w tygodniu spędza w przedszkolu, jest wyraźnie odważniejsze niż rówieśnicy chowani w izolacji od innych dzieci – tłumaczy Mieczysław Grabianowski z Ministerstwa Edukacji. – Że lepiej sobie radzi w kontaktach społecznych, jest bardziej otwarte, operatywne, sprawniejsze językowo. Tymczasem jeśli chodzi o statystyki, dramatycznie odstajemy od Europy. W państwach Unii kontakt z przedszkolem ma średnio 80 proc. dzieci czteroletnich, w Polsce – 33 proc., głównie miejskich dzieci, bo na wsiach przedszkoli prawie nie ma. Spośród 869 polskich gmin bez przedszkoli (na 3 tys. gmin w ogóle) wszystkie są wiejskie.
– Padły ofiarami szkół – mówi Patryk Wild, wójt gminy Stoszowice pod Wrocławiem, który w kontekście wiejskich przedszkoli używa słowa zagłada. – Bo gdy je wraz ze szkołami przekazano do finansowania gminom, samorządy wolały je likwidować, by lepiej sfinansować szkoły.
I tak liczba przedszkoli skurczyła się z 26 tys. w 1982 r. do 8 tys. obecnie. Scenariusz był zawsze podobny: podnoszono czesne tak, że rodzice rezygnowali z posyłania dzieci do przedszkola i przy małej liczbie klientów można już było podjąć uzasadnioną decyzję o likwidacji placówki. Czasem gmina miała już plany, jak wykorzystać budynek.
– Kolejnych zniszczeń dokonała ustawa o systemie oświaty – opowiada Teresa Ogrodzińska z Fundacji Rozwoju Dzieci im.