Kiedy Richard Nixon obejmował w 1969 r. urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych, poprosił swój sztab, by policzył, ile jeszcze potrwa wojna w Wietnamie. Wojskowi planiści wprowadzili do komputerów wszystkie niezbędne do przygotowania rzetelnej odpowiedzi dane: liczebność populacji USA i Wietnamu, wielkość dochodów narodowych, współczynniki śmiercionośności uzbrojenia, wydajność upraw ryżu z hektara etc. Po kilku godzinach obliczeń nadeszła odpowiedź: Stany Zjednoczone wygrały tę wojnę w 1964 r. Amerykańscy generałowie opowiadają sobie tę anegdotę za każdym razem, gdy wśród strategów z Waszyngtonu pojawia się pokusa, by sztukę wojny sprowadzić do nauki ścisłej i policzalnej.
Matematycy nie zrażają się jednak generalskim sceptycyzmem i z uporem analizują to, co ich najbardziej interesuje: liczby i związki pomiędzy nimi. A wojny i akty terrorystycznej przemocy są źródłem ponurych, choć ciekawych danych. Przynajmniej od XIX w. wojny są dokładnie analizowane, a liczby i klasyfikacja ofiar starannie rachowane. Dziś trwająca w Iraku wojna monitorowana jest na bieżąco niemal na oczach globalnej publiczności, a kolejne ofiary odnotowywane są w serwisie internetowym (www.iraqbodycount.com).
Brytyjsko-kolumbijski zespół badaczy kierowany przez Neila Johnsona z Oksfordu i Mike’a Spagata z London University podjął się trudu porównania statystyk opisujących różne konflikty w różnych miejscach świata. Uczonych interesowała nie tylko liczba ofiar, ale również rozkład aktów przemocy oraz ich brutalności w czasie. Ze szczególną uwagą przyglądali się trwającej de facto w Kolumbii wojnie domowej i wojnie w Iraku. Wydawałoby się, że konflikty te dzieli nie tylko geograficzna odległość, ale również społeczno-polityczny kontekst, motywy stosowania przemocy, w końcu warunki prowadzenia działań zbrojnych.