Archiwum Polityki

Bush w odwecie

„Berezyna George’a Busha” – pisze ze złośliwą satysfakcją francuska prasa. Rzeczywiście, szczęście odwróciło się od amerykańskiego prezydenta, a doskonale dotychczas funkcjonująca machina Białego Domu nagle zaczęła się psuć.

Według sondaży już tylko 36–38 proc. Amerykanów wystawia prezydentowi dobrą ocenę; tak niskich notowań jeszcze nie miał. Większość nie wierzy już w uczciwość i prawdomówność Busha – cechy będące dotąd podstawą jego publicznego wizerunku.

Czyżby Bush rzeczywiście szedł ku swojej Berezynie? W drugiej kadencji prezydent walczy już tylko o miejsce w historii, ale jego kłopotami niepokoi się jego partia. W listopadowych wyborach uzupełniających do Senatu poparcie prezydenta nie pomogło republikanom, co źle wróży przed wyborami do Kongresu za rok. Jak tak dalej pójdzie, Bush nie tylko nie będzie w stanie zrealizować swego programu, m.in. reformy systemu emerytalnego i kodeksu podatkowego. Może mieć także większe problemy za granicą i będzie mu trudniej przekazać Biały Dom w ręce następcy z własnego stronnictwa.

Republikanie, którzy stali dotąd murem za Bushem, buntują się.

Prezydent rozsierdził konserwatystów – trzon jego elektoratu – przede wszystkim nominacją Harriett Miers na sędzię Sądu Najwyższego. Jedyną kwalifikacją prowincjonalnej adwokatki z Teksasu, nie mającej pojęcia o prawie konstytucyjnym, była najwidoczniej wieloletnia bliska współpraca z Bushem i bezwzględna lojalność. W oczach autorytetów prawicy prezydent uległ politycznej poprawności – naciskano, by wybrał kobietę – i po drodze nadwerężył powagę najbardziej szanowanej w USA instytucji. Wycofanie nominacji, porównywanej z mianowaniem na senatora konia przez Kaligulę, stało się koniecznością, chociaż znanemu z uporu Bushowi przyszło to z trudem.

Licznym w GOP (Partii Republikańskiej) orędownikom ładu i porządku Bush naraził się planem legalizacji tymczasowego zatrudnienia imigrantów. Uznano go za zachętę dla indocumentados do dalszego przenikania przez granicę z Meksykiem, co od dawna przyprawia o ból głowy polityków znękanych nielegalną imigracją do południowych stanów.

Polityka 47.2005 (2531) z dnia 26.11.2005; Świat; s. 56
Reklama