Archiwum Polityki

Na zdrowie

Europoseł Bogusław Liberadzki, na którego zaproszenie do unijnej stolicy pojechała wycieczka z grupą nietrzeźwych starostów, nowych gości z Polski podejmie dopiero w kwietniu przyszłego roku, bo tegoroczny limit zaproszeń już wyczerpał. Czy wyciągnął wnioski z ostatniej wpadki? Wydaje się, że nie. Czytelnikom „Głosu Szczecińskiego” powiedział, że wobec takich sytuacji jest bezradny. Do Brukseli jechali przecież starostowie i dziennikarze prasy powiatowej, a więc „grupy, które nawzajem się kontrolują”. Przyszłym swoim gościom udzielił porady: „Zabrakło jednego gestu. Jak jedziemy autokarem, trzeba było zaprosić wszystkich do stołu. Ten zasób, który mieli ze sobą, rozłożyłby się na więcej osób. Stworzyłoby to atmosferę przybliżenia do siebie starostów i dziennikarzy. Jeżeli cała sala bawi się – jak w piosence Połomskiego – to nie może być mowy o smutnym panie, któremu to przeszkadza”. I to są właśnie zasady integracji, którym przyświeca Bruksela.

Polityka 47.2005 (2531) z dnia 26.11.2005; Fusy plusy i minusy; s. 103
Reklama