Zakłady Daewoo-FSO od wielu miesięcy pracują na zwolnionych obrotach – cztery dni w tygodniu, z cyklicznymi przerwami produkcyjnymi. Właśnie skończyła się przerwa świąteczna, tym różniąca się od innych, że część załogi nie poszła jak zwykle na przymusowy urlop, lecz pracowała nawet w Wigilię i sylwestra. Trzeba było zmontować partię samochodów na eksport dla odbiorcy ukraińskiego. Kilka tysięcy samochodów, które ostatnio zamówili Ukraińcy i Chińczycy, to dla Żerania dar losu.
Zadłużona po uszy spółka Daewoo-FSO utrzymywana jest przez wierzycieli przy życiu, bo wszyscy z nadzieją czekają, że uda się znaleźć dla niej nowego inwestora. Są nawet chętni – brytyjski producent samochodów osobowych MG Rover oraz tajemniczy „inwestor finansowy”. Trwają negocjacje dotyczące powołania New Small Company (NSC), czyli Nowej Małej Spółki, w której zostaliby udziałowcami wnosząc tak potrzebne pieniądze i nadzieję na przetrwanie Żerania.
Plan przewiduje uruchomienie przez NSC produkcji dwóch modeli Rovera i montaż trzech dotychczasowych modeli Daewoo. Brytyjczyków najbardziej kusi nowoczesna żerańska tłocznia, bo takiej nie mają. Ta dość zaskakująca sytuacja to efekt kłopotów, z jakimi borykał się do niedawna sam Rover. Firmie długo nie wiodło się najlepiej. Przechodziła z rąk do rąk, a przy okazji kolejni gospodarze wyłuskiwali co wartościowsze kąski; tłocznie zatrzymało sobie BMW. Nie ma więc pewności, czy nowy właściciel – brytyjskie konsorcjum Phoenix – także nie polegnie, grzebiąc Rovera i FSO. Tyle tylko że dziś, gdy alternatywą jest natychmiastowa niemal upadłość żerańskiej firmy, nikt nie grymasi. Wszyscy modlą się o szybkie zakończenie rozmów, które niebezpiecznie przedłużają się za sprawą oporu banków-wierzycieli FSO.
Ofiara kryzysu
Koreański kryzys, który doprowadził do upadku spółkę-matkę i pociągnął na dno polskie spółki-córki, nadszedł w wyjątkowo niesprzyjającym momencie, kiedy prosperujący polski rynek samochodowy gwałtownie się załamał.