Głowa sarny wędruje z rąk do rąk. Następuje fachowa wymiana zdań na temat właściwości poroża, jego kształtu i domniemanej wagi po preparacji. Medalowiec czy nie? Chyba medalowiec. Trochę go szkoda. Młody. Było zaczekać ze dwa lata, aż pokryje sarnę. Mielibyśmy więcej medalowców.
Ostatecznie głowa sarny ląduje na progu leśniczówki, obok kilku podobnych. Zabierze je pani kucharka, która dorabia jako preparator, co zresztą jest logiczne, jako że podstawą preparacji jest dobre wygotowanie. Albowiem głowa, aby ze zwykłej bryły krwi i kości przekształcić się w cieszące oko trofeum, musi przejść szereg zabiegów. Trzeba z niej zedrzeć skórę, wydłubać oczy, usunąć mózg.
Najwięcej kłopotu sprawia mózg
Nie wszyscy dysponują tak utalentowaną preparatorką, jaką jest kucharka pana Gienka i innych kolegów z koła. Ale to nie szkodzi. My, myśliwi, mamy do dyspozycji obfitą literaturę fachową pozwalającą nawet amatorowi na samodzielną preparację. Wystarczy otworzyć jeden z wielu podręczników i przeczytać:
„Łeb należy gotować od 45 do 60 minut, w zależności od wieku” (starsze dłużej, młodsze krócej). Do oczyszczenia łba z mięsa, ścięgien itp. „dobrze jest mieć prócz noża również pęsetę, haczyk zrobiony z grubszego drutu i niezbyt szerokie dłutko”. Uważajmy, albowiem „stosunkowo najwięcej kłopotu sprawia usunięcie mózgu z puszki mózgowej oraz wszelkich chrząstek, błon i ścięgien z kanałów w kościach czaszki”. Wykonanie tego jest jednak konieczne – „pozostawienie jakichkolwiek resztek powoduje gnicie”.
Pani kucharka prosi na obiad, głowami zajmie się później. Zanim wejdziemy do leśniczówki, trzeba jeszcze usunąć rozrzucone na trawniku żołądki, flaki, no i oczywiście tusze.