Ci, którzy przed laty uczyli się jazdy na nartach, do dzisiaj pamiętają komendy instruktorów: „kolana razem, rotacja, kontrrotacja, wyjście w górę – zabij kijek, ześlizg”. Nauka trwała latami i niejednego skutecznie zniechęciła do uprawiania tego sportu. Tymczasem technika stosowana przez zawodników stopniowo zaczęła różnić się od tego, czego uczyli profesorowie ze szkół austriackiej i francuskiej. Zachowanie pozycji aerodynamicznej, eliminowanie ześlizgów, jazda na krawędziach w skręcie zapewniały znacznie lepsze czasy. Tak narodziła się technika diagonalno-radialna, zbliżona do naturalnych ruchów człowieka, będąca zaprzeczeniem dotychczasowych kanonów. Nie bez znaczenia było także pojawienie się konkurencji – snowboardingu. Snowboardowe slalomy, podczas których zawodnicy, jadąc całkowicie na krawędziach, kładą się niemal na stoku, potwierdziły, że kierunek obrany przez narciarzy jest słuszny.
Jednak do tego, aby w pełni wykorzystać możliwości, jakie stwarzała nowa technika, niezbędny był także nowy sprzęt. I tak potrzeba stała się matką wynalazku. W 1991 r. firmy Elan, Kneissl, Snowrider wypuściły na rynek krótkie narty karwingowe (ang. to carve – rzeźbić, kroić, cyzelować, ciąć), mocno wcięte w talii, o poszerzonych dziobach i piętkach, o promieniu skrętu poniżej 28 m. Pozwalały one na jazdę wyłącznie na krawędziach z zachowaniem naturalnej sylwetki – pochylenie ciała do stoku jest przecież oczywistym sposobem przeciwstawienia się sile odśrodkowej; tak zachowują się rowerzyści, motocykliści lub łyżwiarze jadący lub ślizgający się po łuku. Co najważniejsze, nauka stała się łatwa i przyjemna, po tygodniu uczeń mógł już swobodnie poruszać się po stoku.