Mniej więcej raz w miesiącu prezydent wręcza nowe nominacje profesorskie. Jednak pierwsza tegoroczna uroczystość była dość niezwykła: wśród 62 awansowanych znalazło się aż 23 muzyków i 24 plastyków. Przemawiając, Aleksander Kwaśniewski pozwolił sobie na żart: „Dzisiaj nominowałem co najmniej jedną filharmoniczną orkiestrę”. Obfitość twórców zaproszonych do Pałacu Prezydenckiego rzeczywiście jest dość zaskakująca. Tym bardziej że także w 2002 r. mieliśmy do czynienia z bogactwem nominacji profesorskich w uczelniach plastycznych i muzycznych. Od stycznia ubiegłego roku przybyło nam 58 profesorów sztuk pięknych, to jest więcej niż nowych profesorów ekonomii (44). W dziedzinie muzyki było dokładnie tyle samo nominacji co w naukach prawnych i matematycznych razem wziętych.
Przy okazji warto zauważyć, że wyrastamy na potęgę w naukach rolniczych, bowiem co ósmy nowy profesorski tytuł naukowy przypadł w ubiegłym roku specjalistom z tej dziedziny.
Fakt, że w uczelniach artystycznych nominować łatwiej, bowiem tytuł otrzymuje się za zasługi, a nie w żmudnym procesie pokonywania kolejnych szczebli naukowej kariery, nie wszystko chyba tłumaczy. Wielkie uznanie dla pracowników naukowych szkół artystycznych może po prostu potwierdzać opinię, że kultura jest jednym z naszych największych atutów przy wchodzeniu do zjednoczonej Europy. Z drugiej jednak strony znamienny jest fakt, iż wśród nowo mianowanych tak trudno dostrzec nazwiska naprawdę znanych i wybitnych twórców. Niestety, nie oznacza to, że ci najlepsi już wcześniej zostali profesorami, ale to, że coraz rzadziej poświęcają się oni pracy dydaktycznej na uczelniach. Dawniej było regułą, że mistrzowie szkolili młodych.