Archiwum Polityki

Stołbur na stół

Ziemniaki albo inaczej kartofle, pyry lub grule to ciągle podstawa wyżywienia Polaków. Każdy z nas zjada ich przeciętnie 129 kg w ciągu roku, sporą część przerabiają gorzelnie – na spirytus, a najwięcej zużywają na paszę gospodarstwa rolne. Rosnąca na ponad milionie hektarów bulwa decyduje o utrzymaniu wielu rolników. Gdy więc telewizyjne „Wiadomości” podały, że śląskie ziemniaki zaatakował nieznany dotychczas w Polsce stołbur, nadszedł czas, by przyjrzeć się bliżej losom naszej narodowej uprawy.

Rośliny ziemniaka dotknięte stołburem mają kłopoty z utrzymaniem zrównoważonej gospodarki wodnej. Liście porażonych roślin drobnieją, zwijają się i żółkną, a w ich kątach wyrastają nowe pędy i małe ziemniaczane bulwki. – Stołbur jest tzw. chorobą kwarantannową, a wywołuje ją zakażenie rośliny mikoplazmą – tłumaczy Barbara Lutomirska z jadwisińskiego oddziału Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin. – Mikoplazma powodująca to schorzenie została zawleczona do Europy najprawdopodobniej z Chin i należy do jednej z licznych grup mikoplazm mieszczących się w szerokim pojęciu europejskich żółtaczek astra. Atakuje nie tylko ziemniaki, ale i inne rośliny: pomidory, oberżynę, paprykę oraz wiele pospolitych chwastów. W jej rozprzestrzenianiu uczestniczą skoczki i zmieniki, owady w olbrzymich ilościach zasiedlające pola. Ziemniaki silnie porażone stołburem zwykle nie kiełkują, a więc pola obsadzone chorymi sadzeniakami nie wydadzą plonu. Bulwy porażone mogą jednak normalnie wykiełkować i wytworzyć nowe bulwy, które będą także zainfekowane mikoplazmą. Nie powinny być one użyte do sadzenia, nie są natomiast niebezpieczne dla konsumenta.

Dotychczas polskie uprawy były wolne od stołburu, nękał on natomiast naszych południowych sąsiadów. W Rumunii i Macedonii doprowadził lokalnie nawet do sięgającej 80 proc. utraty kartoflanych zbiorów. Rozwojowi plagi sprzyjają długotrwałe okresy suchej i ciepłej pogody. – Raz zagnieżdżonego stołburu praktycznie nie można się pozbyć. Jedyną metodą walki z chorobą jest kontrola upraw i materiału siewnego – wyjaśnia Barbara Lutomirska. – Tu niestety zaczyna się problem i wychodzi cała słabość polskiego rolnictwa. W Polsce mamy zaledwie 7 tys. hektarów ziemniaczanych plantacji nasiennych.

Polityka 34.2000 (2259) z dnia 19.08.2000; Gospodarka; s. 68
Reklama