Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

„Feministki: Czy jest o co palić staniki?”

Raport (POLITYKA 32) podzielił naszych czytelników na dwa obozy – zwolenników i przeciwników feminizmu. Z ich listów wyraźnie wynika jedno – trudno jest być feministką w Polsce.

Jestem zwolennikiem równouprawnienia, staram się też nie popadać w stereotypy i uważnie przemyśleć każdy problem. (...) Jeśli chodzi o feminizm, ciężko mi jednak zająć stanowisko, bo – choć hasła feminizmu są szczytne i słuszne – to realizacja, postawy feministek, dorabiana do feminizmu „filozofia” – zniechęcają. (...)

Wiele feministek nie potrafi zrozumieć, że na tym świecie nic nie dzieje się za darmo, że wszystko, każda zmiana ma swoje dobre i złe strony, swoje „koszta”. Jak można oczekiwać, że mężczyźni zgodzą się nadać kobietom dziesiątki praw i przywilejów, nie biorąc nic w zamian? Zdrową sytuacją można nazwać taki stan, w którym przywileje rekompensują jakieś obowiązki, kiedy prawa równoważą zakazy. Dlaczego feministki krzyczą o (co najmniej) 30 proc. kobiet-posłów w Sejmie (przywilej), a nie krzyczą o (co najmniej) 30 proc. kobiet rezerwistek w wojsku (obowiązek)? Podobnie część feministek nie ma ochoty walczyć o zrównanie wieku emerytalnego kobiet z wiekiem emerytalnym mężczyzn, czy nawet (w niektórych przypadkach, jak opieka nad dzieckiem) o równe traktowanie (i postrzeganie) przez prawo. Wydaje mi się hipokryzją walczenie tylko o to, co „dobre” i całkowite zapieranie się tego, co „złe”! A przykłady można przecież mnożyć.

Sam pomysł, aby w Sejmie 30 proc. mandatów zapewnić kobietom, uważam za właśnie dyskryminujący. W demokratycznym państwie człowiek ma pełne prawo wybierać tę partię i tych ludzi, którzy mu odpowiadają. (...) Jeśli feministki chcą szturmować Sejm, to proszę bardzo – niech założą partię i zyskają zaufanie wyborców (kobiet jest w Polsce więcej niż mężczyzn, stanowią więc ponad 50 proc.

Polityka 34.2000 (2259) z dnia 19.08.2000; Listy; s. 78
Reklama