Rozmawia dwóch facetów: – Wiesz, opowiem ci świetny dowcip. A więc... Cholera, zapomniałem.
– Nie martw się. Jeśli chodzi o dowcipy, których nie pamiętam, znam lepszy.
Było tak, proszę państwa: 31 sierpnia 1980 roku Komisja Rządowa i Międzyzakładowy Komitet Strajkowy uzgodniły tekst porozumienia.
– Czy pisma są przygotowane? Idziemy podpisać na salę – Marian Krzaklewski przepuścił szarmancko wicepremiera Mieczysława Jagielskiego. I skinął na głównego doradcę, Walendziaka. – Nie zapomnij o dokumentach, chudzino.
Weszli na salę BHP w Stoczni. Przecisnęli się do prezydialnego stołu. Wicepremier i rządowi usiedli. Marian K. wprawnie manipulując mikrofonem przemówił do zebranych:
– Rzeczywiście dogadaliśmy się tak jak Polak z Polakiem. Bez użycia siły. Tylko i wyłącznie w rozmowach, pertraktacjach, z małymi ustępstwami... Zwyciężył rozsądek i rozwaga, którą prezentował, jak przypuszczam, jak wszyscy wiemy, pan premier Jagielski... i jakaś grupa dość rozsądna.
Zerwała się burza oklasków, przerywana okrzykami – Marian! Marian! Kiedy trochę się uciszyło, zabrał głos wicepremier:
– Szanowni zebrani! Uważam za swój obowiązek również powiedzieć parę słów. Praca dobiegła końca, tak jak powiedział pan przewodniczący. Potwierdzam i w pełni podtrzymuję, co było powiedziane: rozmawialiśmy tak jak Polacy ze sobą powinni rozmawiać, jak rozmawia Polak z Polakiem... Najważniejszą sprawą, którą trzeba cenić, jest właśnie to, żeśmy się porozumieli.
Znowu włączył się Marian:
– Chciałbym przypomnieć, że „Solidarność” to pismo, które wydawaliśmy tu, to pismo zostanie naszym związkowym pismem...
Oklaski przechodzące w huragan.