Dom przy Asfaltowej 14 jest typową warszawską kamienicą, z brudnymi murami, odpadającym tynkiem, jedną z wielu, o których administracja zapomniała. – Dom nie był remontowany od 1947 r., kiedy został odbudowany – mówi Hanna Adaszewska, właścicielka jednego z mieszkań i obecny zarządca kamienicy. – Odnawiano tylko klatkę schodową, co polegało na nakładaniu kolejnej warstwy farby na coraz grubszą warstwę starej. Przy końcu lat dziewięćdziesiątych budynek był w fatalnym stanie.
W 1998 r., kiedy większość mieszkań była już wykupiona, wspólnota zrezygnowała z komunalnego zarządcy i zaczęła ratować swój dom. Uszczelniono dach, wymieniono instalację centralnego ogrzewania i część instalacji zimnej wody, tzw. poziomy. Opłaty za mieszkania (bez świadczeń), czyli zaliczki, wynoszą 3,50 zł za metr kwadratowy, z czego 2 zł przeznacza się na fundusz remontowy.
Stawka czynszu regulowanego w tej strefie gminy Centrum jest o 91 gr niższa, ale rzeczywiste wydatki na utrzymanie mieszkań komunalnych są podobne. Miasto nadal dopłaca do swoich mieszkań. Komunalnemu zarządcy pieniędzy wystarcza jednak tylko na najpilniejsze naprawy. W administrowanych przez niego domach zaległości remontowe ciągle rosną.
Worek bez dna
Komunalna administracja pozostała workiem bez dna, a jednak ogromna większość wspólnot trzyma się jej kurczowo. W ubiegłym roku zaledwie 4 proc. sprawowało zarząd samodzielnie albo powierzyło go osobie prywatnej lub prywatnej firmie zarządzającej nieruchomościami (według szacunków Instytutu Gospodarki Mieszkaniowej).
Kilka tygodni temu w stołecznej gminie Bielany zorganizowano spotkania z właścicielami wykupionych mieszkań, poświęcone ustawie o własności lokali. Inicjatywa wydaje się nieco spóźniona; ustawa weszła w życie z początkiem 1995 r.