Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Ja, człowiek teatru

W ciągu ostatnich kilku miesięcy widziałem kilkadziesiąt warszawskich przedstawień teatralnych – wystarczająco dużo, by zacząć się tym zajmować. Plan Boży względem mnie samego jest zresztą taki, bym na koniec został człowiekiem teatru – dotąd tylko dlatego nie zdawałem sobie z tego sprawy, że nie dość dokładnie studiowałem plany Boże. Nie mówię w żadnym wypadku, że te ostatnie kilkadziesiąt spektakli oglądanych niekiedy dzień po dniu to jest mniej więcej tyle, ile widziałem w ciągu całego mojego minionego i poprzedniego życia. Może widziałem mniej, choć raczej niewiele mniej, może widziałem więcej, choć z całą pewnością niewiele więcej.

Teraz, kiedy niezbicie wiem, że będę pisał rzeczy teatralne, kiedy właściwie nie mogę się doczekać, żeby zamknąwszy to, co mam do zamknięcia, zacząć zapisywać dialogi, rozmowy, sytuacje, sceny zbiorowe, a także stasimony oraz epejsodiony, teraz, kiedy mam w tym względzie pewność tak daleko idącą, że wiem: ujawniając nie zapeszę, teraz pochylam się też z namysłem nad moją edukacją teatralną. Nie była ona – okazuje się – bagatelna, co wynika głównie z przewag metrykalnych. Czasy nasze są we władaniu ekstatycznie barbarzyńskiej i też w nikłym stopniu gombrowiczowskiej młodości, wedle której ci na przykład, co widzieli spektakle Kantora na żywo, to są już wyłącznie ludzie bardzo starzy, ci, co widzieli przedstawienia Swinarskiego, dawno pomarli, a ci, co widzieli np „Wesele” Hanuszkiewicza z obrotową sceną, to są postaci historyczne. Kiedy mówię komukolwiek, że oglądałem swego czasu w Teatrze Starym „Tango” Mrożka w reżyserii Jarockiego z Janem Nowickim w roli Artura i Hanną Wietrzny w roli narkotycznie rozbierającej się Ali – tamten przeważnie przecież siwy, pomarszczony i zramolały mój słuchacz spogląda na mnie wzrokiem, w którym podstawowe jest pytanie: Jakim cudem udało ci się zmartwychwstać?

Polityka 17.2001 (2295) z dnia 28.04.2001; Pilch; s. 91
Reklama