SLD zapamiętał Adamowi Gierkowi, że w ostatnich wyborach prezydenckich był honorowym członkiem komitetu wyborczego Piotra Ikonowicza, lidera Polskiej Partii Socjalistycznej. Po pogrzebie Edwarda Gierka obiekcje wobec tej kandydatury schowano do szuflady. Tłumy żegnające byłego „przywódcę partii i narodu” zrobiły na wszystkich wrażenie. Wątpliwości nie pozostawiały też wyniki sondaży – ponad połowa ankietowanych z dzisiejszej perspektywy dobrze oceniła lata 70. Politycy prawicy mówili jeszcze przed klęską, że wystawienie w wyborach Gierka to lewicowy chwyt socjotechniczny. Zabieg okazał się udany.
Adam Gierek, stroniący przez ostatnich 20 lat od polityki, miał jedną z najtańszych kampanii wyborczych – ledwie zauważaną w mediach i na ulicach – ale zdobył więcej głosów niż lokomotywy bloku Senatu 2001 Kazimierz Kutz (ponad 145 tys. w Katowicach) i Zbigniew Religa (ponad 133 tys. w Gliwicach): – Całą kampanię załatwił mu pogrzeb ojca i fizyczne podobieństwo do zmarłego – złośliwie komentuje jeden z pokonanych kandydatów na senatora. – Do tego startował w Sosnowcu, w Czerwonym Zagłębiu, gdzie były sekretarz partii traktowany jest niczym święty.
Prof. Jacek Wódz, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego, mówi, że ten wynik potwierdza, iż wyborcy w swoich decyzjach kierują się raczej skojarzeniami niż programami: – A w tym akurat okręgu skojarzenia z Edwardem Gierkiem są jednoznacznie pozytywne. Nie widzę tu nostalgii za komunizmem, tylko za czasami młodości obecnych 50–60-latków.
Pogrzeb Edwarda Gierka niewątpliwie odnowił pozytywne wspomnienia lat siedemdziesiątych, szczególnie w zderzeniu z upadającą gospodarką Zagłębia i plagą bezrobocia, ale swoje zrobiły też, zdaniem prof.